JEMY, MÓWIMY, CAŁUJEMY
LUDZIE

Bawić się na całego!

Tekst: Monika Brzywczy

Jest początek listopada, Warszawa. Ponuro, szaro, siąpi deszcz. Codzienność uwiera swoją banalnością. Ale nie wszystkich. Szóstka przyjaciół właśnie rusza na swojego sekretnego sylwestra. Już szóstego w tym roku. Tym razem w Krakowie. – Mamy zarezerwowany stary apartament przy św. Tomasza, idziemy zwiedzać wystawę „Portret” w Muzeum Fotografii w zabytkowej strzelnicy. Tam czeka nas niespodzianka: fotograf, który zrobi nam piękną sesję, żeby zatrzymać ten wyjątkowy moment w kadrze – opowiada Joanna, która jest odpowiedzialna za organizację szóstej imprezy sylwestrowej. – Potem ruszamy tropem ukrytych barów. Niedziela to czas na relaks – zdradza. W południe do drzwi ich apartamentu zapukają masażyści, a w poniedziałek, po zwiedzaniu offowych miejscówek Podgórza i Kazimierza, będzie woził ich meleksem niejaki Dima, wspaniały krakowski przewodnik. Do tego dochodzą małe niespodzianki, takie jak spersonalizowane ciastka sylwestrowe czekające w pociągach Pendolino („Trzeba było widzieć minę znajomej z zaprzyjaźnionej cukierni, jak przyjmowała moje zamówienie na ciastka z napisem »Sylwester, listopad 2019«).

Lubelski pakt

Kim są sylwestrowi przyjaciele? Joanna – architektka wnętrz zarządzająca alternatywnym domem handlowym w Warszawie, Darek – outdoorowiec, na co dzień organizator wydarzeń, Dominika – wielozadaniowa miłośniczka sztuk pięknych, Pedro – zajmujący się uprawą ekologicznych warzyw, Łukasz – właściciel marki modowej i butiku, Maks – stylista i pasjonat tańca. Grupa ponad rok temu postanowiła odczarować ideę sylwestra z tym okropnym przymusem zabawy – w efekcie zazwyczaj niezbyt udanej – jak dodają zgodnie. Tak powstał szalony pomysł, by sylwestrową imprezę przeżyć aż sześć razy, jako sześć niespodzianek organizowanych za każdym razem przez jedną z osób. I tak się stało. – Ponad rok temu naszą szóstkę, przypadkowy wtedy skład, bo inni nie chcieli lub nie mogli jechać z nami, sylwester zaniósł do Lublina – wspomina Darek. –Szukaliśmy miasta niedaleko Warszawy, ładnego, z ciekawą historią. Wyjazd okazał się fantastyczny! Sam Lublin mocno się do tego przyczynił. W klubie, w którym spędzaliśmy sylwestra, ochrona odbierała nam zamówioną pizzę, wszyscy byli uśmiechnięci i przyjaźni. Chciałoby się widzieć wokół siebie tylko takich ludzi. Urzeczeni starówką, pysznym jedzeniem, swoim towarzystwem, zapragnęli przeżywać więcej takich spontanicznych, a co ważniejsze, wspólnych chwil. – Dzisiejsze czasy nie sprzyjają dobremu, twórczemu spędzaniu czasu z grupą przyjaciół – stwierdza Joanna. – To, co robimy, jest dla nas wszystkich relaksem, zabawą, ogromną przyjemnością. Na ostatniej kolacji podczas lubelskiego wyjazdu uznaliśmy, że jest zbyt przyjemnie, by czekać kolejny rok na sylwestra! – wspomina przełomowy moment.

Strzegący tajemnic

Postanowili, że będą się organizować co trzy miesiące, za każdym razem pałeczkę przejmie ktoś inny z grupy. Ustalili kilka zasad: nikt nie wie, co szykuje wyznaczony organizator; lider przygotowuje takiego sylwestra, na jakiego sam miałby ochotę – od oglądania filmu w piżamie po tańce i wyjście na koncert (chociaż jeszcze nikt jakoś nie chciał zostawać w piżamie w domu!). – Mamy też niepisaną umowę, że koszty nie powinny być zbyt duże – tłumaczy Joanna. – Polujemy na okazje, stawiamy na pomysłowość, szukamy i staramy się tak ułożyć plan, żeby nie było to zbyt bolesne dla portfela. Jesteśmy trzema parami, więc koszty dzielone na trzy rodziny są do zaakceptowania.

Nasz sylwester to zwykle przynajmniej jedno nocowanie w tajemniczej lokalizacji, a najczęściej cała wyprawa trwa dwie noce i trzy dni. Przed zbiórką wiemy tylko, jaka pogoda jest w miejscu docelowym, ile bagażu można zabrać, i tyle. Ja o swoim sylwestrze uprzedziłam kilka dni wcześniej, bo zależało mi, żeby wszyscy się zrelaksowali, a takie czekanie w napięciu wiąże się jednak z jakimś stresem, którego chcemy uniknąć. U nas ma być zabawa i spontaniczność – wyjaśnia Joanna. Podczas każdej imprezy losują nowego organizatora. – Najprzyjemniejsza jest świadomość, że za każdym razem mamy przed sobą wspólne chwile, które kryją w sobie tajemnice – mówi Joanna. – Fakt, że „ktoś się wszystkim zajmie”, jest bardzo odprężający. Reszta ma się jedynie stawić we wskazanym miejscu, o podanej godzinie. Wiemy, że będzie cudownie, ponieważ się znamy, i ta grupa ma dla nas wszystkich działanie terapeutyczne. Wszyscy jesteśmy bardzo pozytywnie nastawieni, nie boimy się fantazyjnych pomysłów i tej odrobiny nieprzewidywalności, którą nasz pakt zakłada. Tak samo spontanicznie, jak zawiązaliśmy nasze sylwestrowe przymierze, potrafimy jechać znad morza do Warszawy przez Berlin, czy grać w gry planszowe do rana. Jesteśmy przyjaciółmi, nikt się nie wyłamuje z sylwestrów, chociaż czasami nieprzewidziane okoliczności krzyżują nam plany – przyznaje Joanna. Jak wtedy, gdy musiała odwołać swoją imprezę dosłownie kilka godzin przed jej rozpoczęciem. – W moim planie – wspomina Joanna – wiodącą rolę odgrywał spływ kajakowy z nocowaniem na Wiśle, a chwilkę przed jego rozpoczęciem firma dostarczająca kajaki dała znać, że wedle ich prognoz przez Wisłę ma przechodzić nawałnica i zmiecie nas razem z kajakami. W ostatniej chwili postanowiliśmy zamienić spływ na domówkę, ale nie była liczona jako sylwester. Moją sekretną imprezę w końcu urządziłam kilka miesięcy później.

 

Dancing Queens

Latem swoją akcję organizował mąż Joanny. – Nawet nie wiesz, jak rozkosznie jest jechać na sylwestra w lipcu! – śmieje się Joanna. – Darek zabrał nas nad Wisłę na drinka, o północy pokazały się na niebie sztuczne ognie i pomyśleliśmy, że to właśnie to: nasza niespodzianka. Tymczasem mąż zapakował nas wszystkich do busa i wywiózł na Mazury. O bladym świcie, na przepięknej polanie, przyczajony w porannej mgle, czekał na nas olbrzymi balon! Kiedy lecieliśmy nad Mazurami, nad jeziorami i rzekami, wśród wschodzących mgieł, a z pól śledziły nasz lot stada pasących się krów, otwieraliśmy symboliczną butelkę z bąbelkami i czuliśmy prawdziwe dreszcze emocji i wzruszenia. Bo tak pięknie potrafi być tylko w filmach. Ich sylwestry – bo tak po prostu nazywają tę akcję – były już bardzo różne. Tańczyli na koncercie Parova Stelara, siedzieli w ruskiej bani, jeździli terenowymi samochodami przez wykroty i błotniste rowy. Po drodze mieli też prawdziwego sylwestra, na którego polecieli do Szwecji. Tak wspomina go podekscytowana Joanna: – Stawiliśmy się na Okęciu i oczywiście dopiero z kart pokładowych dowiedzieliśmy się, dokąd lecimy. Na miejscu czekały na nas wypożyczone samochody, zwiedzanie lasu z tropicielem łosi, który miał dla nas w plecaku szwedzkie klopsiki, herbatę, ciastka i inne pyszności. Akcję zakończyły dzikie tańce w wynajętym tylko dla nas domku pod Sztokholmem. Całości dopełniła dodatkowa niespodzianka: w pewnym momencie wieczoru okazało się, że przyleciała z nami gigantyczna walizka z kostiumami w klimacie Abby. Dla każdego pełny strój z peruką włącznie. Wszystko wcześniej pieczołowicie wybrane!

Szalona paczka

Skąd tyle entuzjazmu, emocji, zapału? Tajemnica tkwi chyba we wzajemnym zaufaniu i w tym, że sylwester stał się dla tej paczki przyjaciół tylko pretekstem do wspólnego spędzania czasu. Nazwa została na pamiątkę ich lubelskiego wyjazdu, a teraz napędza ich chęć robienia różnych rzeczy razem. – Każdy, kto do tej pory występował w roli organizatora, wkładał w to dużo serca i zaangażowania, a robił to tylko z czystej chęci sprawienia wszystkim niespodzianki i zapewnienia miłych chwil. Ta energia unosi się w powietrzu i powoduje, że nie boimy się już żadnego sylwestra! – deklaruje Joanna. Co ciekawe, zdradza też, że nie było nigdy żadnych wpadek, organizacyjnych pomyłek czy dziwnych momentów. Nie było konfliktów, rozczarowań czy zawiedzionych nadziei. – Sądzę, że to kwestia osobowości. Jestem przekonana, że nawet gdybyśmy spędzali sylwestra na stacji benzynowej, czekając na pomoc drogową, w tym zestawie przyjaciół przykra chwila zamieniłaby się w szaloną zabawę, podczas której wciągnęlibyśmy w imprezę całą obsługę stacji i kilku przyjezdnych – śmieje się organizatorka. Przed nimi jeszcze jeden specjalny sylwester, wraz z nim domknie się koło organizatorów i dopełni się sześć fantastycznych wspólnych przeżyć. Czy zaczną od nowa? – Zobaczymy – mówi Darek. – Z jednej strony to kuszący pomysł, z drugiej może trzeba zostawić taki domknięty krąg i zachować świeżość tematu… Tymczasem cicho sza – jutro jedziemy do Krakowa. Już czekają kolejne niespodzianki!

Zobacz też podobne artykuły

Wszystkie wydania ust
  • nr 29

  • nr 28

  • nr 27

  • nr 26

  • nr 25

  • nr 24

  • nr 23

  • nr 22

  • nr 21

  • nr 20

  • nr 19

  • nr 18

  • nr 17

  • nr 16

  • nr 15

  • nr 14

  • nr 13

  • nr 12

  • nr 11

  • nr 10

  • nr 9

  • nr 8

  • nr 7

  • nr 6

  • nr 5

  • nr 4

  • nr 3

  • nr 2

  • nr 1

Nasze przewodniki po miastach
  • Kraków

  • Lizbona

  • Polskie góry

  • Bangkok

  • Lato

  • Kioto

  • Mediolan

  • Singapur

  • Warszawa

  • Warszawa

  • Berlin