JEMY, MÓWIMY, CAŁUJEMY
LUDZIE, MIEJSCA, WYDARZENIA

Alchemia kolektywu

MIEJSCA, WYDARZENIA

Lato w nautrze

MIEJSCA, WYDARZENIA

Niezwykła podróż w świat bazarów Stambułu i Tel Awiwu

LUDZIE, MIEJSCA, WYDARZENIA

The Makers – z potrzeby serca

LUDZIE, MIEJSCA

Słodka trójka

LUDZIE, MIEJSCA

ROBOTY Z DUBAJU

LUDZIE, MIEJSCA

Spirala fermentacji

LUDZIE, MIEJSCA

BAJKA O BORAGÓ

Przez pierwsze lata istnienia jego restauracja świeciła pustkami. Kilka razy próbował ją sprzedać, z powodu długów bał się więzienia. Wszystko zmieniło się w jeden wieczór, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dzisiaj – by poznać smak Chile – jedzie się zjeść u Rodolfo Guzmana.
Przecież to wygląda jak świat z „Avatara” – ta myśl nie opuszczała mnie ani przez moment. Siedzieliśmy w zupełnie nijakiej salce konferencyjnej na zapleczu międzynarodowej konferencji Gastromasa w Stambule, przy nijako beżowym stole, na nijako wygodnych krzesełkach. Nad głowami jarzeniówki rzucające zimne światło, pod stopami – syntetyczna wykładzina, wnosząca w przestrzeń jedynie kolejny odcień szarości. Jednak w mojej głowie wirują kolory, na podniebieniu – fantomowe smaki, które wyobraźnia podpowiada po wysłuchaniu kolejnych opowieści. Moje wszystkie zmysły były pod wpływem zdjęć, które na ekranie swojego telefonu pokazywał mi Rodolfo. Znalazłam się w Santiago, w soczyście zielonych lasach, na wybrzeżu Pacyfiku, na pustyni Atakama czy wyżynach Patagonii, „próbowałam” czekoladowych grzybów, różowych pomidorów i morskich truskawek oraz owoców cherimoyi dojrzewających niczym roquefort. Choć znam kraje Ameryki Łacińskiej, miałam wrażenie, że nagle przeniosłam się do zupełnie innego, wcześniej nieznanego świata, że patrzę na dietę postaci z baśni czy z filmów science fiction o alternatywnych krainach. A tak naprawdę trafiłam do spiżarni Boragó.