Jego restauracyjne imperium mieści się w samym centrum miasta przy Nahalat 57. To dwie sąsiadujące ze sobą restauracje – highendowa Catit oraz bardziej codzienna Mizlala, gdzie lunch lub kolacje można zjeść zarówno przy długim barze, jak i przy drewnianym, pozbawionym obrusa stoliku. Obie tego wieczoru wypełnione były gośćmi po brzegi, miejsca zarezerwowano na kilka dni wcześniej, więc o spontanicznej wyprawie na polsko-izrealski wieczór można było tylko pomarzyć. Amaro pojawił się ze swoimi składnikami (plotki głosiły, że część z nich przywiózł dla naszego flagowego kucharza sam prezydent). W menu znalazły się między innymi wędzona śliwka + chrzan + topinambur; śledź + szczypiorek; dziczyzna + gryka + nasiona czarnej cebuli, a na deser sernik borowikowy, kurki z rokitniki, beza borowikowa i krówka jałowcowa podane na jadalnym mchu. Meir Adoni zaproponował talerz „żydowskich” przystawek z m.in. kuglem, gefilte fish a la Catit, pieczoną w ziołach i wiśniach pierś kaczki i na deser wiśniowe minestrone z pierożkami wypełnionymi ricottą. Było rewelacyjnie, a my testowaliśmy też kilka dan, które są w codziennej karcie restauracji i wiemy, że warto wrócić tu też kiedy nie ma wydarzeń specjalnych (szczególnie ceviche z łososia na lukrecjowym biszkopcie z imbirem, tapioką tajską bazylią i marchewkowym winegretem). Z kuchni dobiegały głosy zachwytu nad polskim szefem kuchni podobno praca z nim była dla całego zespołu rodzajem intensywnych warsztatów, podczas których wiele nauczyli się o roli produktów, lokalności i sezonowości. Byli zachwyceni. My, goście także.
Poleć ten artykuł na Facebooku lub skopiuj linkAmaro kontra Adoni
