Przewodnik po Berlinie

Michael Okraj: Berlin, do którego przecież wpada się nie jak do obcego miasta za granicą, ale bardziej jak do starych znajomych — miło spędzić czas, zainspirować się, przewietrzyć głowę — zawsze ma do zaoferowania coś innego, nowego, świeżego. Na naszych oczach berlińska gastronomia przechodzi rewitalizację. A może nawet rewolucję, bo nakryty stół coraz bardziej przypomina tam pole walki. Stale poszerzające się o nowe obszary. Kawiarni i restauracji jest w Berlinie tak wiele, że ich właściciele muszą zadbać o to, by zapadały w pamięć. Nie wystarczą już sama chęć prowadzenia „klimatycznej” kafejki, meble z Flohmarktu na Mauerpark i punkowy barman. Potrzebne jest jeszcze to „coś”, co wyróżni lokal spośród innych, „coś”, co w marketingowym języku określa się jako unique selling point. Gastronomia, jak żadna inna dziedzina życia (poza seksem), nie pobudza tylu zmysłów naraz. Liczy się nie tylko to, co na języku, ale także wzrok, zapach, dotyk, słuch. Berlin, w ślad za Nowym Jorkiem, Londynem czy Barceloną, stawia na jedzenie wysokiej jakości w dostępnej cenie oraz społeczny aspekt gastronomii. W wielu lokalach zasiada się przy wspólnym stole, coraz więcej sklepów łączy różne funkcje, takie jak księgarnia tematyczna, warsztaty kulinarne, degustacje. Najciekawsze miejsca są zawsze czymś więcej niż „jadłodajnią”. Często stoi za nimi głębsza idea — troska o środowisko naturalne, działania na rzecz lokalnej społeczności czy zasady zrównoważonego rozwoju. A więc gastronomiczne pole walki w Berlinie to z jednej strony podbój  zmysłów, z drugiej — desant sił sprzymierzonych dla wspólnoty. Oto efekty. Przedstawiamy wybór najciekawszych miejsc, w których toczy się życie codzienne Berlina. Gdzie nie wydacie majątku (raczej) i które czymś was zaskoczą. W naszym przewodniku pojawią się m.in. Kimchi Princess, Kochaus, Goldhahn & Sampson, Zeit für Brot, Oliv, Cô Cô bánh mì deli, Ø, Transit.