Przekraczając próg niewielkiej kawiarni w Hayes Valley naprawdę można się poczuć, jakbyśmy cofnęli się w czasie o kilkadziesiąt lat. Obite pluszową tapicerką ławy, stoliki na zdobnych żeliwnych nóżkach, podłoga wyłożona linoleum, zaokrąglona lada. Na niej – pod szklanymi kloszami – wielopiętrowe ciasta, za nią – krzątająca się Michelle, mistrzyni cukiernictwa i fascynatka stylu retro. Stworzyła miejsce, które zgodnie z nazwą na szyldzie przenosi nas w XX wiek.
Pomysł na własny biznes przywiozła aż zza oceanu. Wyprawa do Europy, trasą wyznaczoną przez Ricka Rodgersa w książce „Kaffeehaus”, w której opisał desery i ciasta kawiarni w Wiedniu, Pradze i Budapeszcie, okazała się podróżą jej życia. – Nie planowałam życiowej rewolucji, szukałam po prostu cukierniczych inspiracji. Ale podczas tej kilkutygodniowej podróży po kawiarniach w pewnym momencie pomyślałam, że nic nie stoi na przeszkodzie, abym otworzyła swoją w San Francisco. Że przecież mogę prowadzić własny biznes, zamiast pracować u kogoś – opowiada Michelle. Do tej decyzji dojrzewała wiele lat. Ponad dwadzieścia, jeśli liczyć moment, kiedy zetknęła się z profesjonalnym cukiernictwem jako nastolatka. Wtedy to jej mama ponownie wyszła za mąż, za piekarza.
– Kiedy dorastałam, nie myślałam, że nasz dom ma jakąś kulturę kulinarną, ale porównując to z dzisiejszymi standardami muszę przyznać, że jednak tak – stwierdza zapytana o kulinarne wspomnienia z dzieciństwa. – Mama nie pracowała zawodowo, zajmowała się domem. Jedliśmy to, co przeciętni biali Amerykanie z klasy średniej. Wiele potraw powstawało na bazie kremowej zupy grzybowej z puszki. Mama uwielbiała chipsy – dodawała je do kanapek albo kruszyła i posypywała nimi wierzch zapiekanki z tuńczykiem. Na swój sposób była kucharką poszukującą: wypróbowywała przepisy z kolorowych magazynów, chodziła na warsztaty chińskiej kuchni albo gotowania w mikrofalówce. A gdy mieszkaliśmy w Santa Cruz, wprowadziła do naszego jadłospisu takie produkty jak karob, czyli chleb świętojański, czy suszone morele. Pamiętam, że jako dziecko jadłam nawet karczochy, choć oczywiście ze sklepowym majonezem – śmieje się Michelle.
(ciąg dalszy czytaj w USTACH drukowanych)
Kruche ciasteczka z kminkiem
Składniki:
- 130 g cukru
- 1 1/2 łyżeczki soli
- 225 g bardzo miękkiego masła
- 225 g masła do stopienia
- 1 1/2 łyżeczki ziaren kminku
- 500 g mąki
- cukier do posypania ciasteczek
Na suchej patelni podprażamy kminek. Masło do stopienia przekładamy do rondla, dodajemy kminek i podgrzewamy na małym ogniu, aż masło się stopi. Po ostudzeniu przelewamy do dużej miski, dosypujemy cukier, sól i ubijamy rózgą aż do uzyskania gładkiej konsystencji. Następnie dodajemy miękkie masło i dokładnie mieszamy. Dodajemy mąkę i dłońmi szybko wyrabiamy ciasto. Formujemy je w wałki o średnicy 3-4 cm, zawijamy w folię i odstawiamy do lodówki na około godzinę. W tym czasie nagrzewamy piekarnik do 150 stopni Celsjusza. Blachę do pieczenia wykładamy pergaminem. Schłodzone ciasto kroimy w plastry o grubości 5 mm, układamy na przygotowanych blachach, posypujemy cukrem kryształem i pieczemy, aż lekko zezłocą się na brzegach.
Facebook.com/20thCenturyCafe
20th Century Cafe, 198 Gough Street, San Francisco
tekst: Małgosia Minta, zdjęcia: Jarda Brych