Wybrnął z tego w stylu więcej niż dobrym. Głównie dlatego, że oprócz niewątpliwych walorów poznawczych, „Amy” to przede wszystkim przejmujący film o istocie fatum. Winehouse, krucha dziewczyna o głosie soulowej diwy z sześćdziesiątką na karku, oprócz kosmicznego talentu została obdarzona przez los ojcem-potworem i mocnymi tendencjami autodestrukcyjnymi. Jeśli dodamy do tego zabójczą żarłoczność mediów, działających jak maszynka do mielenia mięsa skrzyżowana z walcem drogowym, otrzymujemy ładunek nieuchronności niczym w greckiej tragedii. Oglądając film Kapadii trudno się oprzeć wrażeniu, że los Amy w jakimś sensie został przesądzony już na starcie. Wrażenie bolesne tym bardziej, że nawet z kiepskich technicznie nagrań, czy urywków nagranych komórką, wyłania się obraz artystki porównywalnej z Billie Holiday. A przy tym fascynującej, charyzmatycznej osoby, która zgasła zanim rozkwitła na dobre.
„Amy”
reż. Asif Kapadia
Wielka Brytania, 2015, 128 min.
premiera polska: 7 sierpnia
Gutek Film
tekst: Dorora Chrobak, zdjęcia: Gutek Film
Portret Amy
