Szef Philip Le Quilliec włożył do karty i tajską zupę tom yum, i japońskie krewetki w panko i marokańską jagnięcinę. Dominuje Azja, ale znajdziecie tu też wpływy francuskie, jamajskie, hawajskie, a nawet fińskie!
Niby miszmasz, a jednak wszystko do siebie pasuje. Chodzi o zdecydowane aromaty i smaki, o to, żeby było energetycznie i barwnie. Nazwa restauracji wzięła się od jednego z czterech najważniejszych hawajskich bogów. Kāne jest symbolem życia w naturze, ojcem wszystkiego, co żyje, władcą lasu.
Cały koncept odzwierciedla samo wnętrze restauracji, zaprojektowane przez architekta Bogdana Ciocodeica. Betonowe podłogi
i kolumny oraz długi marmurowy bar „ociepla” gąszcz naturalnych roślin i dżungla na tapecie. Światło odbija się od luster, mosiężnych ozdób
i szkliwionych kafelków. Drewniane meble i dywany z trawy morskiej sprawiają, że czujemy się tu jak w domu, a raczej domku na plaży – wcale nie na Maui, tylko gdzieś w rumuńskiej stolicy
Miejska Dżungla
