Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, jako że nerw zbieractwa towarzyszy mi od najwcześniejszych lat. Jako dziecko kolekcjonowałem komiksy o monsterach, modele czołgów, zdjęcia ślicznych gołych pań, ryciny i reprodukcje, biologiczne preparaty zatopione w pleksi, kaktusy, muszle, ale i wypolerowane przez morze zielone szkiełka – fragmenty potłuczonych butelek. Budowanie kolekcji sensu stricto prawdopodobnie zaczęło się u mnie (a na pewno rozkwitło) we wczesnych latach 90. Paralelnie z odpaleniem „Rzeczy Kultowej”, którą obdarował mnie Paweł Dunin-Wąsowicz, rubryki opisującej różnorakie fenomeny popkultury, jaką prowadziłem początkowo na łamach „Machiny”, a później, pod zmienioną nazwą „Od Rzeczy”, we „Fluidzie”, w latach 1996-2004.
Jeżeli mowa o świadomym, dorosłym kolekcjonerstwie, możemy przyjąć jako wzorcową moją kolekcję modernistycznej porcelany. Jednoznaczna odpowiedź na pytanie: co było pierwsze – czy pruszkowski zielony wazonik ofiarowany mi przez Babcię Murkę, czy ten czarno-żółty od Michała Dolińskiego, czy może – figurka sznaucera, którą dostałem od mamy mojego przyjaciela Grzegorza Hysa – ginie w mrokach wczesnych lat 80.
Moje spektrum zainteresowań jest nieznośnie szerokie. Swego czasu napisałem tekst zatytułowany „X przykazań czujnego kolekcjonera”, opublikowany pierwotnie w Meksyku, a później na łamach „Obiegu”. Kiedy przygotowywałem się do pisania, sporządziłem sobie listę moich kolekcji podsumowaną w punktach – zajęła kilka dobrych stron maszynopisu. Starając się ją streścić, mogę zadeklarować, że zbieram: porcelanę IWP-owską (figurki i wazony), polskie klosze podbarwiane (większość tej kolekcji przeszła na własność mojej byłej żony, a w konsekwencji – Tolka, mojego syna), polskie szkło prasowane (Jan Drost i satelici), lalki (PRL-owskie, Barbie), japońskie figurki (bohaterki mang i anime), plastikowe potwory i roboty, pocztówki trójwymiarowe, socjalistyczne (głównie radzieckie, czeskie i polskie) zabawki, spinki do mankietów (z pleksi z czasów PRL-u), korzenioplastykę i inne wybryki domorosłego rękodzieła.
Jak można się domyślać, mam pokaźną kolekcję erotyki, w tym świerszczyki z lat 60-90., i inne peryferyjne publikacje. Artefakty porno i quasi-pornograficzne zajmują poczesne miejsce w moich zbiorach. Pochodzę z rodziny napiętnowanej bibliofilią – moja biblioteka puchnie ad infinitum. Z perspektywy kolekcjonerskiej napalam się na wczesne, bądź wyjątkowo smakowite, wydania ukochanych pisarzy (Grochowiak, Pierre Louÿs, Antoni Bolesław Dobrowolski), zbieram też albumy i porcelanę Raymonda Peyneta.
Mam również kolekcje wirtualne – na Tumblrze i innych forach obrazu poluję na smakołyki wszelkiej maści (biżuteria żałobna, granat, gotyk, pazurki, perełki socmodernizmu – żeby wymienić tylko kilka z moich cyfrowych zbiorów i podzbiorów). W czasach gdy internet był jeszcze bardzo powolny i dalece niedoskonały, kolekcjonowałem prewki obrazów, które zjawiały się niczym minimalistyczne fantomy, zanim zdjęcie czy rysunek przebiły się na ekrany. Kolekcjonuję też cytaty z książek wszelkiej maści, począwszy od klasyków literatury, a skończywszy na bagnach grafomanii. Dzisiaj, w momencie gdy moje magazyny, piwnice i pudła pękają w szwach, staram się kupować tylko to, co mogę kreatywnie skonsumować: plastikową biżuterię, fałszywe złoto, nylony, bieliznę fluo, neonowe sukienki i inne soczyste, jaskrawe artefakty, przydatne tak w czasie zdjęć, jak i w sypialni.