Bo trudno przygotować w domu omlet tamago na okrągłej patelni do naleśników. Nie znajdę też u nas takich ryb, jakie miałam tam. Za nimi tęskniłam najbardziej. Marzyłam o soczystym, delikatnym, ale pełnym niuansów smaku sashimi, o kremowym jeżowcu i sprężystych krewetkach. Robiłam wszystko, żeby znaleźć się ponownie w Japonii, ale mój zawodowy kalendarz na to nie pozwalał. Postanowiłam więc zabrać pracę ze sobą i wyruszyłam w ponad dwutygodniową podróż.
Po długim locie, zmęczona, ale szczęśliwa trafiłam do Tokio. Wsiadłam do taksówki, która miała mnie zawieźć do mojej japońskiej koleżanki. Seiko wie wszystko o japońskiej kuchni, jej tata jest emerytowanym sushi masterem, więc i ona na sushi zna się znakomicie. Wie, kiedy konkretna ryba smakuje najlepiej, bo właśnie jest na nią sezon. Zwraca też uwagę na to, czy dana potrawa została przygotowana zgodnie z tradycją. Ufam jej bezgranicznie. Zabiera mnie do wyjątkowych knajp i barów tylko dla wtajemniczonych. Zawsze tra a w mój gust. Pierwszym posiłkiem po przylocie był więc kitsune udon w barze szybkiej obsługi na dworcu w Tokio. Idealnie gumowe kluski, delikatny wywar i słodka poduszka z tofu na wierzchu. Szybki, pyszny i tani lunch.
Ale najlepsze czekało na mnie wieczorem. Seiko i jej mąż Maciek zaproponowali okoliczną izakayę (gastropub), o której wiedzą tylko lokalsi. Po lekkim rozsunięciu drzwi do knajpy zobaczyłam tętniący życiem bar, nie dało się wcisnąć szpilki. Przy kontuarze w kształcie litery „u” Japończycy upijali się sake, czyli nihonshu nalewanym przez sympatyczną gospodynię do tradycyjnych drewnianych czarek. A nalewała od serca. Drewniane pojemniki usadzone na ceramicznym talerzyku wypełnione były po brzegi, zewsząd dobiegał odgłos siorbania. Udało nam się znaleźć miejsca. Zapomnijcie o angielskiej karcie i dogadaniu się po angielsku. Zdałam się na Seiko. Po kolei zaczęły do nas docierać „michy pychy”. Pokrojony w trzycentymetrowe kawałki tłusty tuńczyk toro, surowe plastry przegrzebków, kawałki kraba, słodkie krewetki. Fascynowało mnie, jak bardzo różnorodne były to smaki i konsystencje. Seiko mówi, że struktura każdej ryby czy skorupiaka jest inna, bo w różny sposób walczą o przetrwanie w głębinach. Jeżowiec jest miękki i kremowy, bo zazwyczaj śpi. Muszę przyznać, że ubóstwiam tego śpiocha.
Kiedy jestem w Japonii, stronię od turystycznych barów i restauracji. Najbardziej cieszę się, gdy mogę poznawać jej kulinarne zakątki wraz z mieszkańcami, ale nie zawsze jest to możliwe. Mimo to zdarzyło mi się, zupełnym przypadkiem, samej odkryć prawdziwe perełki. Na przykład mały bar sake z tradycyjnymi przekąskami w miejscowości Muikamachi w prefekturze Niigata. Podają tam blisko 30 rodzajów sake z przeróżnych miejsc w Japonii. Nihonshu w karcie podzielone było na cztery kategorie. Pierwsza to aromaty kwiatowe, druga: świeże i wytrawne, trzecia to wyczuwalny smak umami, a czwarta… dla Google Translate była zagadką. Najbardziej smakowały mi sake spod jedynki, ale cudownie było spróbować i tych z pozostałych kategorii. Dla wielu moich znajomych sake jest nieciekawym trunkiem bez charakteru. Nic bardziej mylnego. To bardzo intrygujący alkohol, jego smak ma wiele oblicz, każda butelka jest inna. Niestety, do Europy nie dociera jeszcze prawdziwa niekomercyjna sake, więc będąc w Japonii, delektujcie się nią, oczywiście w granicach rozsądku.
Jeśli macie ochotę na dobre nihonshu, wypatrujcie sugidamy, czyli kuli z cedrowych gałązek wywieszonej na zewnątrz baru. Tradycyjnie przed zakładami produkującymi sake, w dniu, w którym rozpoczyna się proces fermentacji, wywiesza się jeszcze zieloną kulę. Gdy sugidama zmieni kolor na brązowy, oznacza to, że sake jest już gotowa do spożycia. Zatem kampai i pozdrówcie ode mnie Japonię!
tekst: Monika Brodka; zdjęcie: Przemek Dzienis
*Monika Brodka, wokalistka, kompozytorka i autorka tekstów. Urodzona w 1987 roku w Żywcu w góralskiej rodzinie z tradycjami muzycznymi. Ma na koncie cztery płyty, w tym platynową „Clashes” (2016). Na instagramowym profilu @moniamonci dokumentuje swoje kulinarne podróże i kuchenne eksperymenty.
Poleć ten artykuł na Facebooku lub skopiuj link