JEMY, MÓWIMY, CAŁUJEMY
LUDZIE, MIEJSCA

Ulotny duch miejsca

 

Wracasz do gastronomii, i to z przytupem. Co cię przekonało do tego projektu?

Urok chłopaków, Jacka i Alberta, właścicieli Lukullusa! A tak serio, to rozmawiałam z nimi o współpracy już wtedy, gdy otwierali pierwszego Lukullusa, ale to się jakoś rozeszło. Wróciliśmy do siebie teraz, po prawie dziesięciu latach. Wspaniale, że chcą pracować z ciekawymi, młodymi architektami, którzy mają charakter, nowatorskie podejście do materiałów i przestrzeni. Oczekują, a nawet żądają rzeczy nietypowych. Tym mnie przekonali jako klienci.

 

 

 

Klienci o mocno sprecyzowanych oczekiwaniach. Wiem, że już zaczynając pracę nad marką Lukullus w St. Tropez, chcieli nawiązywać do estetyki grupy Memphis, postmodernizmu lat 90., prac Nathalie du Pasquier.

Nadchodzi znużenie modernizmem. Przestał być rewolucyjny, został zawłaszczony przez korporacje i duże marki. Białe wnętrza i beton przestały oznaczać skromność i funkcjonalność. Produkcja betonu obok produkcji mięsa jest jednym z większych trucicieli planety. Stąd naturalny zwrot w kierunku rzemiosła, poszukiwania lokalnych materiałów i nowego języka architektury. Podobne wahnięcie miało miejsce w latach 70., kiedy po okresie dominacji estetyki modernistów, Miesa van der Rohe i Corbusiera, pojawił się Venturi ze swoją maksymą „Less is a bore”, która była ripostą na „Less is more” Miesa.

 

O co chodziło z tym „bore” – nudziarzem?

Robert Venturi i Denise Scott Brown – w opozycji do prostoty modernizmu – chcieli swoją architekturą odzwierciedlać złożoność rzeczywistości, stąd ich formy pełne cytatów, sprzeczności i zgrzytów. Postmoderniści kochali różnorodność – to, co modernista nazwałby kiczem, dla nich było pewnego rodzaju mistyką. Budowali kościoły w kształcie kaczek, toalety w kształcie piramid. Pojawiły się szalone formy i nadmiar. Historia się powtarza, każda architektura w pewnym momencie „samokolonizuje się” i jej rewolucyjny potencjał zostaje skonsumowany przez mainstream. Tu w Lukullusie cała przestrzeń jest buntem przeciw ugrzecznieniu i standaryzacji. Każdy materiał został wykonany w niewielkim warsztacie rzemieślniczym, dzięki czemu jest niepowtarzalny.

 

Opowiedz o nich.

Na przykład złota opalizująca blacha falista to autorski materiał mojej pracowni. Często w projektach używam chromowania i galwanizacji. Robimy dużo prototypów. Wprowadzam też formy rzeźbiarskie.

 

W niedużej przestrzeni umieściłaś wiele materiałów i faktur. Ale mimo to wszystko do siebie pasuje.

Cieszę się. A będzie jeszcze więcej.

 

Jak długo nad tym wszystkim pracowaliście?

Projekt powstał w dwa miesiące, ale okazało się, że z powodu wyburzenia jednego przejścia w ścianie konstrukcyjnej, musimy przejść przez cały proces pozwolenia na budowę. Kto przygotowywał taką dokumentację, ten wie, o czym mówię. Same uzgodnienia trwają miesiącami. Budowa ruszyła więc dość późno i w sumie trwała pół roku. Ponieważ zima to kiepski sezon dla lodziarni, daliśmy sobie czas na dopracowanie wszystkich detali. Ten dodatkowy okres pozwolił też dojrzeć rzeźbom.

 

Rzeźby są niesamowite! Te dwie marmurowe głowy stojące na ladzie – jedna ukrywa terminal na karty, a druga śmietniczek – wyglądają jak wykute w lodzie! Tylko dlaczego mają różne kolory oczu?

To oczy właścicieli, każda z nich ma jedno oko Jacka, a drugie Alberta.

 

 

 

Szalony pomysł! Oko to trochę twój fetysz – często pojawia się w twoich realizacjach. Jak w operze „Solarize” Garbaczewskiego, czy na wystawie „Inne tańce” w Zamku Ujazdowskim.

To prawda. Oko w tym przypadku jest okiennicą wpuszczającą światło.

 

Spieraliście się przy projekcie?

Pewnie, to się zdarza zawsze, zwłaszcza na budowie. Ja mam tendencję do tak zwanego „lizania detali”, czasami może to przedłużać proces. Albert i Jacek też uwielbiają szczegóły, oglądają architekturę w różnych egzotycznych miejscach na świecie, interesują się sztuką, jeżdżą na targi designu, mają bardzo wyrobiony gust. Sami wybierają materiały i próbki. Ich zasługą jest wybór foteli i tkanin obiciowych. Znaleźli też piękny onyks wykorzystany jako blat stolików. Poza przestrzenią muzeów i teatrów, w których pracuję, po raz pierwszy spotkałam kogoś, kto w takim stopniu akceptowałby, a nawet cieszył się z moich dziwnych pomysłów. Jak ta złota pupa w toalecie. Są wymarzonym inwestorem!

 

 

 

Złota pupa, czyli suszarka do rąk ukryta w odlewie męskiej pupy, to najbardziej przyciągająca wzrok część toalety. A ta jest centralnym punktem lokalu, cała w złocie, lustrach, światłach. Jest wpisana w obręb koła, otoczona twoją mieniącą się falistą blachą, a w środku: specjalnie ułożonymi lustrami, które pozwalają się przeglądać z każdej strony. Instagramuje się jak szalona!

Tak? To miłe. Lustra w toalecie odbijają obraz w nieskończoność. Powstała lekko „sqeerowana” świątynia dumania oznaczona serduszkiem, jak tradycyjna sławojka. W mojej koncepcji „architektury cienia” lubię mieszać mistyczne z tym, co nieczyste.

 

 

 

Wracając do wnętrza: są dwie sale – jedna różowa, druga seledynowa.

To odniesienie do słynnej warszawskiej pijalni czekolady Wedla przy ul. Szpitalnej, do której chodziłam przez całe dzieciństwo. Tam właśnie były takie dwukolorowe sale. I jak się z kimś umawiałaś na picie czekolady, to właśnie albo w sali różowej, albo w seledynowej.

 

Jest też wielka metalowa palma. Miła odmiana po wszechobecnych dziś zielonych, żywych roślin we wnętrzach restauracji.

To także element moich wspomnień z dzieciństwa. Taka lampa stała w salonie ciotki, we Francji. Uwielbiałam tę palmę, ale myślałam, że to szczyt kiczu. A to były kolekcjonerskie lampy art déco. Dziś z rozkoszą do tego wracam.

Rozmawiała: Monika Brzywczy

 

cd rozmowy w USTACH drukowanych do kupienia  TU

 

Aleksandra Wasilkowska

Urodzona w 1978 roku w Warszawie. Architektka z zacięciem interdyscyplinarnym. Tworzy wnętrza, domy, instalacje i scenografię do sztuk operowych i teatralnych, współpracując najczęściej z Krzysztofem Garbaczewskim. Jej działalność lokuje się pomiędzy architekturą, urbanistyką, sztuką i nauką.

 

 

 

 

 

Zobacz też podobne artykuły

Wszystkie wydania ust
  • nr 29

  • nr 28

  • nr 27

  • nr 26

  • nr 25

  • nr 24

  • nr 23

  • nr 22

  • nr 21

  • nr 20

  • nr 19

  • nr 18

  • nr 17

  • nr 16

  • nr 15

  • nr 14

  • nr 13

  • nr 12

  • nr 11

  • nr 10

  • nr 9

  • nr 8

  • nr 7

  • nr 6

  • nr 5

  • nr 4

  • nr 3

  • nr 2

  • nr 1

Nasze przewodniki po miastach
  • Kraków

  • Lizbona

  • Polskie góry

  • Bangkok

  • Lato

  • Kioto

  • Mediolan

  • Singapur

  • Warszawa

  • Warszawa

  • Berlin