JEMY, MÓWIMY, CAŁUJEMY
LUDZIE

Śmiechu warte

Kiedy kobieta trafia na okładkę amerykańskiego „Vogue’a”, wiadomo, że odniosła pewien sukces. Ale kiedy ktoś oferuje tysiące dolarów nagrody za jej nieretuszowane zdjęcia – sukces musiał być naprawdę duży. Dokładnie to zdarzyło się Lenie Dunham, kiedy portal Jezebel ogłosił, że zapłaci za zdjęcia z jej okładkowej sesji nietknięte Photoshopem. Zdaniem redaktorów portalu w ten sposób mieliby napiętnować hipokryzję młodej gwiazdy, wielokrotnie wzywającej do samoakceptacji i używającej własnego, nieidealnego ciała jako ważnego środka wypowiedzi. Jednak według wielu w polowaniu na fałdki tłuszczu u tej dziewczyny kolejny raz ujawniła się ledwie skrywana niechęć do kobiet, które ośmieliły się wejść w domenę mężczyzn – i być skomplikowane. Bo w przypadku Dunham niewiele pytań znajduje proste odpowiedzi. Nawet pytanie o gatunek twórczości, jaką uprawia. Czy to na pewno komedia? Satyra o socjologicznych ambicjach czy boleśnie narcystyczna autofikcja? A tak w ogóle: to czy to jest śmieszne? Wiadomo jedno. Nie byłoby eksplozji zainteresowania wewnętrznie skomplikowaną, gatunkowo płynną narracją pisaną przez kobiety, gdyby nie komercyjny i artystyczny sukces „Dziewczyn”.

 

Dziewczyństwo i siostrzeństwo

Serial, którego premiera odbyła się w 2012 roku, gruntownie przeorał wyobrażenie o „dziewczyńskim” głosie w telewizji. Na antenie HBO, stacji wyznaczającej wtedy trendy, zajął miejsce przeznaczone wcześniej dla rozrywki w rodzaju „Seksu w wielkim mieście”. Osiem lat, które minęło między zakończeniem przygód Carrie Bradshaw a emisją pierwszego odcinka „Dziewczyn”, wystarczyło, żeby lekki, hedonistyczny ton tamtej produkcji – skupionej na ubraniach, koktajlach i naiwnej wierze w możliwość bajkowego romansu z bezimiennym Mr. Bigiem – zastąpić miała zupełnie inna perspektywa: niezaradnej życiowo, egocentrycznej i depresyjnej bohaterki, zmagającej się z realiami pokryzysowego świata, w którym kolorowe drinki są za drogie, czynsze za wysokie, a mężczyźni już nawet nie udają, że wezmą się w garść. Już w pierwszym odcinku bohaterka Hannah Horvath, grana przez autorkę scenariusza, deklaruje buńczucznie: „Myślę, że mogę być głosem pokolenia”. Te słowa przylepiły się do Dunham, a liczni krytycy zarzucali jej potem galopującą megalomanię. Wielu widziało w tym rezultat uprzywilejowania, w jakim wyrosła. Jej matka to Laurie Simmons, należąca do artystycznej elity Nowego Jorku fotografka, znana z robienia zdjęć instalacjom w domkach dla lalek. W 2010 roku Simmons zagrała postać wzorowaną na sobie w autobiograficznym debiucie fabularnym córki, malutkim, niezależnym filmie „Tiny Furniture”, kręconym w należącym do artystki studiu w Tribece. To w tym filmie Lena objawiła swój specyficzny, zaprawiony melancholią, ale i złośliwym cynizmem, głos. Nagrodzony na festiwalu SXSW film zwrócił na nią uwagę producentów – i tak zaczęły się „Dziewczyny”. Od samego początku towarzyszyły temu projektowi kontrowersje i oskarżenia o nepotyzm: Dunham zabrała na pokład albo swoje przyjaciółki, jak Jemima Kirke, albo ustosunkowane córki wpływowych rodziców, jak Allison Williams, której papa prowadził wtedy wieczorne wiadomości NBC, czy Zosia Mamet, której ojcem jest słynny nowojorski dramatopisarz. To, co dla jednych było wadą, okazało się również siłą, bo cały geniusz komedii tworzonej przez ówczesną 26-latkę polegał na nieustannym zacieraniu granicy między narcystyczną autofikcją a zjadliwą satyrą na pokolenie kapryśnych, niepoukładanych milenialsów, zmuszonych do konfrontowania się z rzeczywistością.

Wokół środkowego palca

Nieumiejętność wyjścia poza siebie łączyła wszystkie postaci stworzone w serialu przez Lenę – i była źródłem komedii o zdecydowanie cierpkim smaku. Wielu krytykom nie podobało się to, że młoda dama ośmiela się nie tylko ośmieszać małostkowość swoich rówieśników – ale i im współczuć. Ona sama nie ułatwiała życia swoim obrońcom, demonstrując w życiu publicznym podobną mieszankę natarczywego ekshibicjonizmu i przekonania o własnej racji, co jej tragikomiczna bądź co bądź bohaterka. Kiedy około trzydziestki postanowiła profilaktycznie wyciąć macicę ze względu na trapiącą ją endometriozę, każdy śledzący jej Instagram został zapoznany z najintymniejszymi szczegółami zdrowotnymi. Kiedy postanowiła włączyć się do ruchu #MeToo, jej bezwzględnie deklarowana solidarność z kobietami skończyła się, gdy oskarżenia o niestosowne zachowania dotknęły jednego ze scenarzystów zatrudnianych przez nią przy produkcji „Dziewczyn”. Kiedy adoptowała psa ze schroniska, a następnie oddała go do innego – argumentowała, że jego traumy nie pozwoliły na trzymanie go w domu (obsługa schroniska zakwestionowała tę wersję wydarzeń). Kiedy słynny futbolista nie zwrócił na nią uwagi podczas gali Met, opublikowała post, w którym zarzuciła mu uprzedzenia wobec grubszych kobiet, mimo że on sam nie powiedział nic na ten temat. Nie pomogło, że futbolista był czarny – bo Lenie wielokrotnie wytykano brak wyczucia w kwestiach rasowych. „Dziewczyny” były niemal wyłącznie o białych – mimo że działy się w multietnicznym Brooklynie. A sposób, w jaki Dunham rozwiązała ten kłopot – obsadzając Donalda Glovera w roli czarnego republikanina – uznano za środkowy palec pokazany krytykom. Ale jeśli to można było uznać za śmieszne, to trudniej określić tak posty, w których Lena zakłada czarny hidżab („Obudziłam się w nastroju gotycko-fundamentalistycznym”), czy utrwala głupie stereotypy („Czy ten facet idący za mną ciemną ulicą to gwałciciel? W sumie nieważne, to Azjata”). W pewnym momencie młoda gwiazda bombardowała media swoją obecnością tak intensywnie, że musiała dostać rykoszetem. Prasa z lubością tropiła wpadki Dunham. Gdy ta publicznie wezwała do głosowania na Hillary Clinton w prawyborach przeciw Berniemu Sandersowi, dziennikarz „Vice’a” udowodnił, że nie jest nawet zarejestrowana jako demokratka, a tym samym nie może głosować w stanie Nowy Jork. Irytująca, egocentryczna i niejednokrotnie infantylna w swoich wypowiedziach na każdy temat – zaczęła być traktowana jako negatywny przykład uprzywilejowanej panienki z dobrego domu, której sukces podano na tacy. I mimo że kolejne sezony „Dziewczyn” w brawurowy sposób łączyły ironię, humor i patos, to wielu krytyków miało problem z odseparowaniem scenariusza serialu od życia ich autorki. „Nie chcę być tą, która wszędzie dopatruje się seksizmu, ale sposób, w jaki potraktowano mój żart o byciu głosem pokolenia, zawsze będzie dla mnie dowodem na to, jak trudno kobietom-artystkom być traktowanymi oddzielnie od ich bohaterek i ich kreacji” – mówiła przy okazji premiery finałowego odcinka. Sześć sezonów „Dziewczyn” zakończyła woltą bohaterki, która rodzi dziecko i postanawia samotnie je wychować. Ale i kolejną kontrowersją, bo dziecko użyte w ostatniej scenie było czarne, mimo że takie nie powinno być, zważywszy, że filmowym ojcem był Pakistańczyk. Celowa autoironia czy ostateczny dowód na brak wrażliwości? Z Leną nigdy nie wiadomo.

 

Nowe media, nowa ja

Dialog różnych wzorców kobiecości, a właściwie sprzeciw wobec faszerowania dziewczyn nieosiągalnymi ideałami przeniósł się na komedię uprawianą przez kobiety w nowych mediach. Niekwestionowaną pionierką obśmiewania instagramowych wyobrażeń o fajnym życiu stała się Australijka Celeste Barber, która w prostej formie zestawia przestylizowane pozy gwiazd z tym, jak wygląda ona sama, gdy próbuje zrobić podobne zdjęcie. Usta w dzióbek jak Kendall Jenner, błędne spojrzenie w dal niczym Justin Bieber, picie coli z rozwianym włosem jak Cindy Crawford, twerkowanie w bieliźnie niczym Cardi B. – i tylko efekt jakby inny. Żałosny kontrast między fantazją serwowaną przez show-biznes a nieretuszowaną codziennością wcale nie sprawia, że fantazja wydaje się słodsza. Barber niszczy mit o modelce wstającej z łóżka w perfekcyjnym makijażu, gotowej do uwodzenia w każdej chwili, dyspozycyjnej na żądanie. Upomina się o zdrowy rozsądek, dekonstruuje przeestetyzowanie wersji życia udostępnianej w social mediach. Nie takie wnętrza, nie takie ciuchy, nie takie ciała są realne – mówi, obracając potęgę obrazków udostępnianych na Instagramie przeciw nim samym. Podobnym tropem podążają kobiety, które w polskich warunkach postanowiły pośmiać się z hierarchii wpajanych połowie ludzkości przez industrialny kompleks kosmetyczno-odzieżowy. Z braku twórczyń, które realizowałyby podobną misję w telewizji lub filmie (co wymaga pewnych nakładów), krajową awangardą pozostają artystki, podobnie jak Celeste, korzystające z Instagrama i YouTube’a. Jeśli zajrzycie na profil Alicji Gasiew (@existinamoeba), czeka was konfrontacja z błyskotliwie antykonsumpcyjną, amorficzną narracją słowno-wizualną złożoną z odprysków Leny Dunham i Doroty Masłowskiej. Ale podczas gdy Barber ma 6,2 miliona followersów i mogłaby zapewne kupić sobie maszynę wiatrową do zdjęć, gdyby tylko chciała, Amoebę obserwuje na razie 6 tysięcy osób. Podobną popularnością cieszy się Dominika Ciemięga, znana również jako Lajtowy Lajt. Ona także, solo i w ramach nieistniejącego już kolektywu Dom Mody Limanka, prowadzi krytykę szybkiej mody i związanej z nią nadprodukcji ubrań. Jej wyraziste, pozbawione blichtru bieda-zdjęcia parodiują nakręcaną przez przemysł odzieżowy potrzebę ciągłej stylizacji, a ona sama używa ubrań wyszperanych w lumpeksach, by tworzyć nowe, oryginalne kreacje, które nie przyczyniają się do tworzenia jeszcze większej ilości odpadów. Czy szyk rodem z Mad Maxa dziejącego się jakby na polskiej komunii, połączony z rewolucyjnym zapałem w oswajaniu ciała większego niż u modelek, sprawia wrażenie spójnej, przemyślanej narracji? Podobnie jak w przypadku Dunham, odpowiedź zależy od tego, czy uwierzymy, że oprócz przekonania do własnej racji, artystka przemyca w intensywności swoich postaw i proklamacji jakąś dozę autoironii. Bo jeśli w to nie uwierzymy – a formuła YouTube’owego klipu zaciera granicę między kreacją a narcyzmem – to już nie będzie tak śmiesznie.

 

Pełny tekst znajdziecie w 24 numerze Magazynu Usta.

Tekst: Jan Mirosław

Ilustracje: Agata Endo Nowicka

Zobacz też podobne artykuły

Wszystkie wydania ust
  • nr 29

  • nr 28

  • nr 27

  • nr 26

  • nr 25

  • nr 24

  • nr 23

  • nr 22

  • nr 21

  • nr 20

  • nr 19

  • nr 18

  • nr 17

  • nr 16

  • nr 15

  • nr 14

  • nr 13

  • nr 12

  • nr 11

  • nr 10

  • nr 9

  • nr 8

  • nr 7

  • nr 6

  • nr 5

  • nr 4

  • nr 3

  • nr 2

  • nr 1

Nasze przewodniki po miastach
  • Kraków

  • Lizbona

  • Polskie góry

  • Bangkok

  • Lato

  • Kioto

  • Mediolan

  • Singapur

  • Warszawa

  • Warszawa

  • Berlin