JEMY, MÓWIMY, CAŁUJEMY
LUDZIE, MIEJSCA, WYDARZENIA

Pasta Was wyzwoli

„Tortellini są dla nas jak religia. Jeśli nie wierzysz w Boga, zawsze możesz wierzyć w tortellini” – lubi żartować Massimo Bottura, chyba najbardziej znany na świecie włoski szef kuchni. Ponoć to
właśnie włoskie pierożki, typowe dla jego rodzinnej Modeny, są też jedyną rzeczą, jaką zabrałby na bezludną wyspę. I to właśnie one stały się osią Tortellante – projektu społecznego wspieranego przez Massimo oraz jego żonę Larę T. Gilmore. Wszystko zaczęło się kilka lat temu od niewinnego pytania znajomej, która zwróciła się z prośbą, by Massimo poprowadził warsztaty z robienia tortellini dla grupy dzieci ze specjalnymi potrzebami rozwojowymi. Takim dzieckiem – a dzisiaj młodym dorosłym – był syn restauratorów, Charlie. – Pamiętam, że to pytanie było swego rodzaju objawieniem. Bo uzmysłowiłam sobie, że nigdy nie nauczyłam Charliego robienia tortellini. I sama nie wiedziałam właściwie, dlaczego tak się stało – przyznaje w naszej rozmowie Lara. Pomysł trafił na podatny grunt. Projekt, który pierwotnie miał być nieformalnymi warsztatami z lepienia pierożków, zmienił się w długofalowe przedsięwzięcie społeczne pod auspicjami Lary i Massimo. W języku włoskim funkcjonuje pojęcie dopo di noi, czyli „po nas”. Tego zwrotu używają rodzice osób z niepełnosprawnościami w kontekście przyszłości czekającej ich dzieci, momentu, gdy zabraknie opiekujących się nimi najbliższych – zapewniających im optymalne warunki rozwoju i wzrastania. Na te potrzeby odpowiada właśnie Tortellante, które – jak podkreślają Lara i Massimo – nie jest organizacją charytatywną, ale społecznej zmiany. Odbiorcami i uczestnikami Tortellante są młodzi dorośli z różnego rodzaju specjalnymi potrzebami poznawczymi, np. ze spektrum autyzmu lub zespołem Downa. Przychodząc na zajęcia, nie tylko uczą się robić tortellini, ale też – a może przede wszystkim – doświadczają samodzielności, pracy w zespole, obowiązkowości. – Bywa, że te osoby są zależne od rodziców, a tutaj w bezpiecznym otoczeniu mierzą się z tą zależnością – podkreśla Lara.

 

MĄDROŚĆ BABĆ
Początkowo projekt miał formę warsztatów, ale od blisko trzech lat ma swoją stałą przestrzeń w budynku przy dawnym targu warzywnym przy via Borelli w Modenie. Na pracowni jest jedynie niewielka tabliczką z nazwą miejsca, a pod nią hasło projektu: „Pasta libera tutti” (Makaron wyzwala wszystkich). Przebieramy się w jednorazowe kitle i czepki, odkażamy dłonie i wchodzimy do niewielkiego, mocno oświetlonego pomiesz czenia, którego całą powierzchnię zajmują duże białe stoły. Przy każdym stanowisku jeden „tortellante”, jak nazywa się członków pracowni. Lara podaje mi tabliczkę z wypisanymi imionami osób, które przyszły dzisiaj na poranną zmianę: Filippo, Francesco, Fernando, Matteo, Charlie… w sumie dziewięciu chłopaków i jedna dziewczyna. Pieczę nad grupą sprawuje Signora Silvia – jedna z rezdor współpracujących z Tortellante. – Rezdora to prawdziwy skarb Emilii -Romanii. To babcia, mama, sąsiadka, ciocia, która robi ręcznie tortellini dla swoich bliskich – wyjaśnia mi Lara znaczenie słowa z modeńskiego dialektu. Jeszcze kiedy projekt pierożkowych warsztatów był w powijakach, Lara i Massimo już myśleli, by zaangażować w całą akcję właśnie rezdory, bo kto lepiej niż one miałby nauczyć dzieciaki robienia tortellini. – Współpracujące z nami panie są zazwyczaj już na emeryturze, ale wciąż chcą być aktywne, udzielać się w społeczności, a jednocześnie przekazać swoją wiedzę i umiejętności dalej – podkreśla Lara.

PIEROŻKI IDĄ W ŚWIAT
Signora Silvia, stojąca przy nieco wyższym stole z widokiem na całą grupę, metodycznie rozwałkowuje płaty żółtego ciasta. Arkusz po arkuszu, gruby na może dwa milimetry, jest następnie nacinany w kwadraty równej wielkości i tak trafia do każdego „tortellante”, których zadaniem jest nadziewanie pakuneczków z ciasta masą z prosciutto, mortadeli i parmezanu oraz formowanie niewielkich pierożków, jeden po drugim. – Nasi „tortellante” mają od 15 do 25 lat. Ci, którzy jeszcze są w liceum, wpadają do nas po lekcjach, dwa razy w tygodniu. Starsi przychodzą na poranną zmianę, trzy, cztery czy pięć razy w tygodniu. Nie stawiamy limitu wieku ani limitu zaangażowania – zaznacza Lara. I dodaje, że w tej chwili Tortellante ma tyle zamówień, że każda para rąk się przyda. – Gotowe tortellini są sprzedawane do restauracji, możesz ich spróbować choćby w naszej Franceschetta58, czy w restauracji Cavallino, którą prowadzimy razem z Ferrari. Do naszych klientów należy też Gucci, firmy eventowe, ale i wiele prywatnych osób, które kupują pierożki do domów. Nawet te mniej udane, pieszczotliwie nazywane brutti ma buoni (brzydkie, ale smaczne), też sprzedajemy, choć w nieco niższej cenie. Są tak samo pyszne i włożono w nie równie dużo pracy i serca, co w te wymuskane. Często to właśnie one lądują na naszym rodzinnym stole. Są też świetne, żeby zrobić z nich zapiekankę! – zdradza mi rodzinny sekret Lara Gilmore. Prace grupy wspierają wolontariusze na przykład z Czerwonego Krzyża, psycholodzy czy pedagodzy, którzy – jeśli to konieczne – zapewnią indywidualną asystę bardziej wymagającym uczestnikom. A przy okazji – rozwałkują kilka arkuszy ciasta lub zawiną trochę pierożków.

 

RÓWNI GOŚCIE

Sprzedaż świeżej pasty – obok indywidualnych dotacji oraz niewielkiej składki uiszczanej przez rodziców – stanowi źródło dochodu i utrzymania manufaktury. Wkrótce kasę zasilać będzie także sklepik z tortellini oraz regionalnymi specjałami, który na wiosnę przyszłego roku otworzy się obok pracowni. Na zajęciach jednak życie Tortellante się nie kończy, bo równie ważny, co praca, jest czas po niej: wspólne spacery, wyjścia do kawiarni, do kina, wieczory z pizzą. – Nad pracownią mamy małe apartamenty i przed pandemią organizowaliśmy tutaj „nocowania” dla naszych „tortellanti”. Chodziło o to, żeby mogli spędzić czas poza domem, z rówieśnikami, obejrzeć razem film, zjeść kolację z kolegami, a nie z rodzicami – wyjaśnia Lara. Tortellante jest nie tylko szansą na nauczenie się nowych umiejętności czy na własne kieszonkowe, ale też przy okazji warsztatem z umiejętności interpersonalnych, działania w grupie, niezależności i odpowiedzialności. Choć nie pada to z ust moich gospodarzy, dodałabym, że jest to miejsce budowania własnej wartości. Jakby czytając mi w myślach, Lara wspomina pierwsze warsztaty tortellini. – Wyobraź sobie, że całe życie jesteś zdana na rodziców, którzy zapewniają ci dom, jedzenie, opiekę. I nagle masz szansę, by te role odwrócić, że to ty przynosisz do domu paczkę samodzielnie zrobionych pierożków, kolację dla całej rodziny – mówi. Chyba nie ma nikogo, kto nie poczułby się wtedy wspaniale.
I wspaniale wolny.

 

Zdjęcia: Małgosia Minta;

Tekst: Małgosia Minta materiały prasowe

 

Zobacz też podobne artykuły

Wszystkie wydania ust
  • nr 29

  • nr 28

  • nr 27

  • nr 26

  • nr 25

  • nr 24

  • nr 23

  • nr 22

  • nr 21

  • nr 20

  • nr 19

  • nr 18

  • nr 17

  • nr 16

  • nr 15

  • nr 14

  • nr 13

  • nr 12

  • nr 11

  • nr 10

  • nr 9

  • nr 8

  • nr 7

  • nr 6

  • nr 5

  • nr 4

  • nr 3

  • nr 2

  • nr 1

Nasze przewodniki po miastach
  • Kraków

  • Lizbona

  • Polskie góry

  • Bangkok

  • Lato

  • Kioto

  • Mediolan

  • Singapur

  • Warszawa

  • Warszawa

  • Berlin