JEMY, MÓWIMY, CAŁUJEMY
LUDZIE, MIEJSCA, WYDARZENIA

Więcej niż dom

Takie przerwy zdarzają się jednak coraz częściej. Po roku prąd jest dostępny tylko przez kilka godzin dziennie. Sąsiedzi kupują butle z gazem, by gotować jedzenie. Piorą ubrania ręcznie, w miskach. Zastanawiają się, czym ogrzać osiemdziesięciometrowe mieszkania w centrum miasta. Na stacjach zaczyna brakować benzyny, samochody rdzewieją na parkingach. Jedzenie osiąga za- wrotne ceny, transportowanie go do miast staje się coraz trudniejsze. Politycy uspokajają, że to chwilowy kryzys, ale mijają miesiące i nikt już im nie wierzy. Poza tym tylko ci, których stać na prywatne generatory prądu, mogą jeszcze oglądać telewizję i korzystać z internetu. Wszyscy już rozumieją, co się dzieje – kurczą się światowe zasoby ropy i węgla.

To może też zacząć się tak:
Budzi cię promień słońca zza uchylonych zasłon. Wstajesz, idziesz do kuchni. Odkręcasz kran. Chcesz jak co rano nalać wodę do szklanki. Woda jednak nie leci. Jest sierpień, od trzech miesięcy upały przekraczają trzydzieści pięć stopni. Myślisz: znów awaria wodociągów. Wisła prawie wyschła, takie sytuacje zdarzają się co jakiś czas. Jesteś na to przygotowana. Idziesz do piwnicy. Tam zgromadziłaś zapas baniaków z wodą właśnie na takie wypadki. Do picia wystarczy. Raz w tygodniu możesz nawet umyć włosy.

Ale pewnego wieczoru w mieszkaniu gasną też światła. Myślisz: kolejna awaria prądu. Wyciągasz z szu ady świeczki. Nie wiesz jeszcze, że właśnie zabrakło wody do chłodzenia elektrowni. Prądu nie będzie przez miesiąc. Skąd weźmiesz jedzenie, gdy to zgromadzone w supermarketach zacznie się psuć? Jak ugotujesz obiad na płycie indukcyjnej? Jak zadzwonisz do rodziców, żeby do- wiedzieć się, czy wszystko u nich w porządku, gdy twój smartfon się rozładuje?

Ale na razie jest tak:
Fale rytmicznie znaczą biały piasek, jakby świat wcale nie zmienił się z dnia na dzień. Nad Morzem Arabskim dostojnie krążą kanie, niebieskie zimorodki skaczą po drzewach. Jednego tylko braku- je w krajobrazie – ludzi beztrosko opalających się na plaży. Kilka osób siedzi w barze i nerwowo wpatruje się w ekrany telefonów. Od paru dni widuję wciąż tych samych ludzi. Indie nie wpuszczają już na swoje terytorium obcokrajowców. Polska właśnie zamknęła granice. Ruch samolotów na świecie został właściwie wstrzymany.

[…]

Czarnych scenariuszy jest wiele. Są duże szanse, że któryś zi- ści się za dwadzieścia lub czterdzieści lat. Może trochę wcześniej, może trochę później. Ciągle się zdarza, że pojawiają mi się w gło- wie. Ale po marcu 2020 roku mają nieco głębszy odcień czerni. Na własnej skórze doświadczyłam tego, że świat naprawdę może się zmienić z dnia na dzień.

Myślisz o tym czasami? Nie?

Większość ludzi odpycha od siebie te myśli tak daleko, jak to tylko możliwe. Nie szkodzi.

Ross Jackson pomyślał za ciebie.

 

TRZY LEKTURY

Był biznesmenem. Chodził do pracy w garniturze, z teczką. Wy- chował się w Kanadzie, w USA studiował fizykę, zrobił doktorat z ekonomii. Przez kilka lat pracował dla IBM w Danii.

Kiedy w San Francisco trwało lato miłości, właśnie rozkręcał swoją pierwszą firmę. Wymyślił, że będzie proponował bankom i firmom rewolucyjne rozwiązanie: żeby używały komputerów przy podejmowaniu decyzji w biznesie.

Kiedy mieszkańcy Christianshavn burzyli płot wokół wojskowych terenów i proklamowali Wolne Miasto Christiania, Ross wraz z kolegą właśnie zakładał kolejną firmę – SimCorp. Oferowała koncernom ustandaryzowane oprogramowanie komputerowe, na przykład wczesne prototypy Excela. Zainteresowanie było ogromne.

Kiedy kolejki wiernych w pomarańczowych szatach ustawia- ły się do aśramu Bhagwana w Punie, Ross sprzedał swoje udziały w SimCorp. Zainteresował się rynkiem walut. To był czas, kiedy pieniądze zaczynały swobodnie krążyć po świecie. Wiele rm nie potrafiło sobie z tym poradzić. Ross rozwinął narzędzia do handlu walutami. Proponował je bankom, firmom, towarzystwom ubezpieczeniowym.

Ross Jackson był biznesmenem. Chodził do pracy w garniturze, z teczką. Miał wspaniałą żonę – Hildur, z wykształcenia prawniczkę. Miał dwóch synów, Rolfa i Thora Leifa (potem urodzi się jeszcze Frej). I być może jego życie płynęłoby dalej bez przeszkód i turbulencji. Ale przeczytał trzy książki.

Jako pierwszą „Closing Circle” amerykańskiego biologa Barry’ego Commonera, który pisał o tym, że coś niepokojącego wy- darzyło się na świecie po 1945 roku. Zanieczyszczenie środowi- ska wzrosło w różnych miejscach dwa do nawet dwudziestu razy. Wprawdzie liczba ludzi w Ameryce zwiększyła się o czterdzieści dwa procent, ale za zanieczyszczenie nie można winić nowych samochodów, ubrań czy sprzętów. Winny jest rozwój technologii, który oderwał ludzi od życia blisko naturalnego cyklu przyrody, gdzie wszystko się ze sobą łączy. Człowiek, zamiast nosić ubrania z naturalnych materiałów, zaczął wytwarzać sztuczne. Zamiast jeść naturalne jedzenie, zajął się produkcją przetworzonego. A te zmiany wymagały budowy wielkich fabryk, które zużywają wodę i energię. Commoner pisał o tym, że korporacje, które przynoszą największy zysk, tak naprawdę zaciągają dług, niszcząc środowisko. Że rujnują też życie ludzi z najniższych warstw społecznych. Że prędzej czy później przyjdzie czas na spłatę. Szacował, że w przyszłości co najmniej jedno pokolenie będzie musiało przeznaczyć większość krajowych zasobów na pomoc naturze. To był rok 1971.

W tym samym roku ukazała się książka „World Dynamics” inżyniera i eksperta zarządzania Jaya W. Forrestera. On z kolei tłumaczył, że nie jest możliwe, by wszyscy na świecie żyli na po- ziomie wyznaczonym przez bogatą Północ. Na ziemi jest ograniczona liczba miejsca i zasobów naturalnych, więc wzrost gospodarczy musi się kiedyś skończyć. Taki wniosek wynikał z modelu do badania współzależności światowej ekonomii, populacji i ekologii, który wymyślił Forrester. Zajmował się badaniami operacyjnymi – tą samą dziedziną co Ross Jackson, na którym książka zrobiła ogromne wrażenie.

W 1972 roku koncepcję Forrestera rozwinęła grupa naukowców w bestsellerze „Granice wzrostu”. Zgromadzili szczegółowe dane o ilości nieodnawialnych zasobów naturalnych, jak żelazo czy ropa, a także o produkcji żywności, rozwoju przemysłu, wzroście populacji i zanieczyszczeniu. Za pomocą modelu Forrestera tworzyli różne scenariusze. Wniosek nie pozostawiał żadnych wątpliwości: jeżeli obecne tempo wzrostu gospodarczego zostanie utrzymane, w drugiej połowie XXI wieku światowa gospodarka się załamie, liczba ludzi wyraźnie się zmniejszy, a poziom życia pogorszy. Książka wzbudziła dyskusje i wywołała polemiki, jednak politycy i ekonomiści raczej zlekceważyli ostrzeżenia.

Dla Rossa to była najważniejsza książka XX wieku.

Ross Jackson był biznesmenem. Chodził do pracy w garniturze, z teczką. Miał wspaniałą żonę – Hildur. Miał dwóch synów. Ale powoli zaczynał rozumieć, że świat wcale nie zmierza w dobrym kierunku.

 

HIPISI I KAPITALIŚCI

Mimo że Ross skończył fizykę – a może właśnie dlatego? – fascynowało go wszystko, co pozostawało w konflikcie z nauką. Jasnowidze, którzy przepowiadali przyszłość. Szamani, którzy wpływali na pogodę. Ludzie, którzy wzrokiem zginali łyżki (w latach siedemdziesiątych głośno było o iluzjoniście Urim Gellerze, które- go umiejętności badał nawet Stanford Research Institute). A także badania czechosłowackiego psychiatry Stanislava Grofa, który podczas psychoanalizy podawał pacjentom LSD – twierdził, że to potęguje efekty terapii. Kiedy LSD stało się nielegalne, opracował techniki oddechowe, które miały pomóc w osiąganiu odmiennych stanów świadomości. Jego pacjenci przypominali sobie do- świadczenie własnych narodzin. Świadkowie potem potwierdzali te relacje.

Ross na początku lat osiemdziesiątych wybrał się na seminarium Grofa w Norwegii. Tam silnie doświadczył nieznanej dotąd energii. Poczuł spokój, siłę i jasność. To go zaintrygowało.

Grof zasugerował, żeby pojechał na Międzynarodową Konferencję Transpersonalną do Indii. Ross poznał na niej duchowego przewodnika Grofa, jogina Swamiego Muktanandę, który po konferencji zaprosił wszystkich zainteresowanych do aśramu w Ganeshpuri. Ross przeżył tam kolejne mistyczne doświadczenie, potężniejsze niż pierwsze. Zaznał istnienia boskości. Uświadomił sobie, że umysł ludzki jest ograniczony. Są takie rzeczy we wszechświecie, o których na co dzień nie mamy pojęcia.

To wtedy zrozumiał, że musi zrobić coś więcej, niż tylko prowadzić biznes i dbać o rodzinę. Ale nie wiedział jeszcze, co to będzie. Zatem wrócił do Danii i dalej odwiedzał klientów, by sprzedać im swoje finansowe narzędzia. Praca coraz bardziej go męczyła. Wpadł na pomysł, żeby samemu zainwestować na rynku walut i żeby wykorzystać do tego modele, które wymyślił i sprzedawał innym. W 1988 roku założył firmę GaiaCorp, która zajęła się handlem walutami. I fundację GaiaTrust, która miała korzystać z pieniędzy firmy, by wspomóc ekologiczny i metafizyczny rozwój świata. Od tej pory Ross działał na dwóch frontach – biznesowym i duchowym. Nie wszyscy to rozumieli. W latach dziewięćdziesiątych podczas podróży po USA rozmawiał z bogatym Teksańczykiem, którego zapytał, czy nie chciałby zainwestować w jego firmę kilku milionów dolarów.

 

Fragment rozdziału „Słownik: ekowioska” z nowej książki Urszuli Jabłońskiej „Światy wzniesiemy nowe” (Wydawnictwo Dowody na Istnienie). Tytuł i nagłówki pochodzą od redakcji.

Ilustracje:
Agata „Endo” Nowicka

Zobacz też podobne artykuły

Wszystkie wydania ust
  • nr 29

  • nr 28

  • nr 27

  • nr 26

  • nr 25

  • nr 24

  • nr 23

  • nr 22

  • nr 21

  • nr 20

  • nr 19

  • nr 18

  • nr 17

  • nr 16

  • nr 15

  • nr 14

  • nr 13

  • nr 12

  • nr 11

  • nr 10

  • nr 9

  • nr 8

  • nr 7

  • nr 6

  • nr 5

  • nr 4

  • nr 3

  • nr 2

  • nr 1

Nasze przewodniki po miastach
  • Kraków

  • Lizbona

  • Polskie góry

  • Bangkok

  • Lato

  • Kioto

  • Mediolan

  • Singapur

  • Warszawa

  • Warszawa

  • Berlin