Podobno żywisz się energią z kosmosu.
Paweł: (śmiech) W rzeczy samej!
Głos z offu: Kosma, ty masz jutro szkołę na ósmą, będziesz nieprzytomny.
Dziecko 1: Nieprzytomny Kosma!
Dziecko 2: Kosma do łóżka.
Dziecko 3: Nie, do mojego pokoju. Nieeee!
Paweł: W domu pokarm nazywamy praną, ale tylko między sobą, żeby nie robić obciachu. A najczęściej jemy kebaby, naleśniki z serem w barze Kefirek, wspaniałe kanapki autorstwa mojej łączniczki ze światem chi [wskazuje na Julię]. I wszystko inne, co wpadnie w ręce. Zwłaszcza w godzinach wieczornych, gdy otworzy się lodówkę, to energia kosmosu wprost bije! [Paweł zaczyna śpiewać do mikrofonu-zabawki podłączonego do konwertera głosu]
Julia: Paweł, przestań się wygłupiać, mów poważnie…
Michał Szlaga, który fotografował wiele twoich akcji, mówi, że zawsze dobrze jedliście i piliście, ale nigdy nie było gotowania czy specjalnego szukania restauracji. A my trochę kultywujemy to jedzenie, celebrujemy.
Paweł: Słusznie. Celebrowanie – w prastarym sensie, jako rdzenny rytuał ludności miejscowej ‒ jest tradycją zdrową samą w sobie. Cokolwiek byśmy jedli, samo spotkanie i sam rytuał jest właściwym wprowadzeniem, bo jak powiedział mój przyjaciel czarownik z Doliny Świtu w Brazylii: wszystko nam służy.
Hamburger z sieciówy też?
Julia: Jest na to sposób. Sprzedała nam go Magda Materna [kuratorka/producentka kilku projektów Pawła], która zdrowo się odżywia i gotuje zgodnie z zasadami Pięciu Przemian. Jadąc z nią gdzieś kiedyś, byliśmy zmuszeni zatrzymać się na obiad w McDonaldzie. Wyciągasz dłoń nad talerz i mówisz: tylko mi służy. I można zjeść.
I już? Świetne, będziemy stosować! Pawle, jak to jest, że tyle twoich dzia-łań dotyczy wspólnoty i celebracji, a jednocześnie nie skorzystałeś z tego najprostszego, wydawałoby się, narzędzia, jakim jest zgromadzenie ludzi wokół stołu, jedzenia. Jedzenie chyba nigdy nie było tematem twoich prac.
Paweł (do Julii): Matejko, powiedz im, ile razy nosiłem chleb i wino bezdomnym. Byłem z nimi tam i widziałem go, podawał nam dłoń. A wśród nich byli apostołowie.
Julia: Mogę wam powiedzieć tyle, że wprawdzie Paweł nie gotuje, ale czasem zmywa. Ostatnio na Biennale w Wenecji Rirkrit Tiravanija wy- dał kolację dla 100 osób i Paweł po wszystkim pozmywał.
Paweł: Zmywanie jest czynnością dużo bardziej energetyczną niż samo przyjmowanie pokarmu. Spożywanie jedzenia to ostatni szczebel mocy. Praca na zmywaku daje tyle energii, że można kilka dni obejść się bez jedzenia.
Julia: Głupio nam, gadamy o jedzeniu bez jedzenia. Kupiłam skład- niki na ratatuja, ale nie miałam kiedy zrobić. Może jakieś przystawki tymczasem?
Spokojnie, my jesteśmy najedzeni, a właściwie permanentnie przejedzeni.
Paweł: Potrzebujecie pomocy? (śmiech) Kiedy pierwsza wieczerza, śnia- danie? Zorganizuję kilka osób. Dadzą się nakarmić. Dużo pracują, bie- gają, są wycieńczeni, serca im stygną. Rzucimy im hasło, że można się najeść… Moim zdaniem powinni przyjść w złotych skafandrach [w zło- te skafandry Paweł przebierał uczestników swoich akcji pt. „Wspólna sprawa”].
W złotych skafandrach do UST? Już nam się podoba! Złoci konsumenci. Będą zadowoleni. Pawle, ale przez chwilę trochę bardziej serio… Motywem zawiązywania wspólnoty w twoich akcjach, performance’ach bywa podróż, przemieszczanie się. To jest twój sposób, żeby zmobilizować ludzi do współdziałania.
Bo każdy chce się przemieszczać, niektórzy tylko nie wiedzą, dokąd mają się przemieścić, a wielu nawet nie ma pojęcia, gdzie się znajduje. Potrzeba przemieszczania rodzi pytanie skąd wyruszam. (śmiech)
Rozumiem – buduje świadomość. A jedzenie nie ma takich właściwości?
Moim zdaniem… świadomość zawsze buduje. Jeżeli jest świadomość, to budowa przebiega na wszystkich planach, wszystkich poziomach.
Ale czasem trochę ją trzeba pobudzić, a jedzenie raczej wprowadza nas w stan beztroski i błogości.
To jest ciekawe… Można by wydać taki elementarz zapalników.
Świetny pomysł. Atlas zapalników Pawła Althamera. Jedzenia na tej liście nie będzie?
Ciekawe, co powiedziałaś, że niby jestem takim antykonsumentem, bo zakładasz, że można tylko produkować lub tylko konsumować. I że tu rzekomo przebiega linia napięcia. A przecież rozdzielenie tego jest niemożliwe. To jakby przeciąć kliszę na pół. Uwielbiam konsumować. Sam nie wiem, co bardziej – tworzyć czy podziwiać to, co stworzyłem (śmiech). I w ogóle mam taki apel… Mógłbym go opublikować u was?
Proszę bardzo.
Mam hasło: „Konsumenci kochani, jestem z wami”. Chciałbym to zaakcentować, zaznaczyć tak mocno, jak się da.
Ale przyznajmy, że były takie momenty, w których konsumowałeś. Konsumowałeś w ramach akcji artystycznej substancje zmieniające świadomość, takie jak LSD, peyotl, haszysz czy… serum prawdy.
Pytanie, jak nazywa się substancja, którą posługują się osoby niezmieniające swojej świadomości. (śmiech) O! może zrobimy konkurs rysunkowy pt. „Konsumenci”. Albo: „Rzecz, którą najbardziej na świecie chciałbym skonsumować”, open call. Wiecie co, chodźcie sobie pory- sujemy. [Paweł rozkłada blok rysunkowy i pudełko z flamastrami i zaczyna rysować]
Rysowałeś na serwetkach w knajpach?
Paweł: Na wszystkim. Rysowanie przy jedzeniu skleja gest konsumowania i produkowania. Wydobywa to, co nieświadome. Zobacz, jak pogłębia się głębokość doświadczenia.
Fajnie by było, gdyby w restauracjach do papierowych obrusów dołączali kredki w komplecie…
Żeby klienci rysowali danie, które chcieliby zjeść. A kucharz spełniałby ich fantazje, odwzorowując rysunek. No, dobra rysujemy… [Paweł rysuje kiełbaskę] A że w sztuce istnieje pojęcie interpretacji, istnieje zagrożenie, że przyniesie nam kabaczka. Uwaga, jest nowa zabawa: rysujemy swoje ulubione danie. Ale jak masz ochotę narysować przelot latającym dywanem – to proszę bardzo. To też kucharz może interpretować. Wyobraźcie sobie, jak wzbogacamy relację między kucharzem a klientem. Przecież to jest jak otwarcie złotych dróg. Nie, diamentowych! Rzucam hasło, które powtarzamy sobie już od lat. [Paweł pisze flamastrem: „Nie lękajcie się”]
Ostatnio lubisz komunikować się przez wspólne rysowanie – Kongres Rysowników na Biennale w Berlinie dwa lata temu czy niedawno w New Museum w Nowym Jorku w ramach wystawy „The Neighbors”.
Wszystko zaczęło się od rysowania z Kosmą. Jak małym dzieciom pierwszy raz pokazujesz posługiwanie się kredkami czy ołówkiem, to wiesz, co one robią? Zamazują. I pomyślałem, że przecież to jest pierw- sza poważna dyskusja, polemika, pierwszy konflikt, który może się spotkać albo z odrzuceniem, albo transformacją. I tak powstał Kongres. Ale jak chcesz, żebym mówił o jedzeniu, to chętnie opowiem ci o moich ulubionych miejscach na Bródnie. Mam takie swoje trinity: po pierwsze kebab Amrit…, tu pozdrawiam wszystkich konsumentów z Amrit…
Amrit to ta sieć?
Paweł: Ale przecież wszystko jest sieciowe…
Julia: O przepraszam, ale Amrit zaczął się na Bródnie!
Paweł: Jeszcze zanim Podgrodzie miało pojęcie o kebabach. Po drugie, nasza Bella Napoli… Tu pozdrawiam właściciela Enzo Rossi i Janusza Gajosa, jednego ze stałych bywalców. Ba, nawet widziałem tam psa Szarika. Panie Januszu, proszę się nie gniewać, ja uwielbiam psy, mam nawet jednego, Baksa, mieszka z moim synem, nieopodal. Poza tym koty: Mię, Sandrusię i Kropkę.
A trzecie miejsce?
Paweł: I tu się waham… Chyba jednak Geisha Sushi. Kelnerki tam to gejsze przebrane za Polki! Świetnie mówią po polsku, ale mnie nie zmylą, ja gejsze poznam od razu. Pozdrowienia dla gejsz z ulicy Wincentego na Bródnie!
Julia: Ale my jadamy też w domu. Nie jest łatwo zgromadzić wszystkich, ale czasem nam się udaje, nie tylko od święta.
Kiedyś Paweł powiedział: „Czasami w święta mam ochotę uciec na Sobieskiego albo do lasu, od tej całej organizacji i smutnego faktu, że nie możemy być wszyscy razem przy stole”.
Paweł: Ale z tym to akurat już sobie poradziliśmy. Po prostu nasze święta mają ruchomą datę. Bo kto powiedział, że Wigilia musi być 24 grudnia? U nas jest czasem dzień, dwa wcześniej.
Julia: I jeszcze czasem jedziemy na Dworzec Wschodni, rozpalamy koksownik, gotujemy, częstujemy bezdomnych, chcemy być razem z nimi. I oni się natychmiast wyłaniają gdzieś z kosmosu, z kanałów, przybywają do nas. Nie tylko przełamujemy się opłatkiem, ale też przełamujemy uprzedzenia.
Pawle, a jak u ciebie w domu wyglądała wigilia?
Paweł: Do tej pory wygląda! Bardzo nas dużo, kilkadziesiąt osób. Julia: Babcia Weronika miała cztery córki. Mama Pawła jest jedną z nich. Spotykamy się wszyscy w różnych miejscach, z kuzynkami, kuzynami. O, poczekajcie, tu od razu narysuję wam kartkę na święta [Paweł rysuje dla UST kartkę]. Chciałbym pozdrowić przy okazji moich braci Benka, Tośka, Marcina, Igora… A w ogóle, muszę powiedzieć, że lubię, jak dzieci gotują, bo one się angażują w to na sto procent. Podobnie zresztą jak w każdą inną czynność – rysowanie czy bieganie. To jest jak sztuka. Dzieci wracają jako nasze usta, nasi nauczyciele. Ci, którzy będą teraz mówić, a nie słuchać. I pokazują, że wszystko, co nas dotyczy, to sztuka. Gdy Gaja [13-letnia córka Julii] gotuje, robi to, jakby to była jej wystawa indywidualna albo największa przygoda życia.
Szukając kulinarnych wątków w twoich działaniach przed naszą rozmową, znalazłam informację, że wykułeś w kamiennym stole na działce imiona wszystkich swoich dzieci…
O, no widzisz – jakbym przygotowywał jakąś mitologiczną wieczerzę!
Prywatna tora Althamera?
Raczej przepracowanie mojego prywatnego bólu związanego z rozstaniem, rozdarciem, z tym, że dzieci nie zawsze mogą być wszystkie razem. Intencje są ołtarzowe. Stół stał się ołtarzem, aby wszyscy, którzy w domyśle są tam przy nim, żyli w nieustającej komunii. O właśnie, moglibyśmy zacząć w końcu kojarzyć rytuał komunii z dobrym odżywianiem. Czyli kwestia nastawienia konsumentów i świadomości.
Dziwnym zbiegiem okoliczności twoi dwaj najstarsi synowie to artysta i kucharz.
Bo sztuka uchodzi wszystkimi możliwymi kanałami. Jest jak krew, która krąży w żyłach.
Szymon gotuje dla rodziny?
Owszem, nieregularnie organizuje nam kolacje. Ostatnia była naprawdę wspaniała. Wyprawiona na pożegnanie naszego przyjaciela Briana z Nowego Jorku. Do naszego starego mieszkania w bloku przy Krasnobrodzkiej, w którym mieszkał, zaprosiliśmy sąsiadów. Przyszło kilka osób, rysowaliśmy razem. Teraz ja Szymonowi trochę pomagam, bo otwiera, razem ze swoim przyjacielem Oskarem, pierwszą autorską knajpkę.
Paweł: Enoki, bar z pierożkami na rogu Chmielnej i Nowego Światu. Kończymy właśnie, z Agą Szreder, projektować wnętrze. I chyba będzie fioletowo-żółte. Tu chciałbym pozdrowić wszystkich moich przyjaciół z Doliny Świtu w Brazylii. Szczególnie tych, którzy noszą fioletowo-żółtą szarfę, czyli uzdrawiaczy.
Julia: O, spójrz, tu w kuchni wisi portret jednego ze świętych z Doliny Świtu, opiekuna związków małżeńskich…
Paweł: Wszyscy mieszkańcy wioski w Dolinie życzą sobie zdrowia i oczyszczają innych ze śmieci, informują, jak się ich pozbywać, jak sortować i że wszystko to, co do tej pory nosili, to w większości są śmieci. Byli zaśmieceni własnymi myślami.
Julia: Trzeba rozróżnić śmieci od darów.
Paweł: My też możemy to zrobić. I temu bym dedykował dzisiejsze spotkanie. Pomyślmy o tym. Tu i teraz.
Paweł Althamer (ur. w 1967 roku w Warszawie, do dziś mieszka na osiedlu Bródno) – rzeźbiarz, performer, akcjoner, twórca instalacji, filmów wideo. W latach 1988–1993 studiował na Wydziale Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie pod kierunkiem Grzegorza Kowalskiego. W roku 1994 uczestni- czył w wystawie „Germination 8” w Zachęcie. Od połowy lat 90. w jego do- konaniach bierze górę zainteresowanie sprawami społecznymi, szczególnie refleksje nad rolą i miejscem sztuki w wielkich skupiskach miejskich. Do najbardziej znanych jego realizacji należy akcja Bródno 2000 – w lutym 2000 roku namówił ponad 200 mieszkańców bloku na warszawskim Bródnie do jednoczesnego zapalenia światła w oknach tak, aby utworzyły liczbę 2000. W 2009 z jego inicjatywy powstał na Bródnie Park Rzeźby z dziełami wybit- nych światowych artystów (ostatnio dodana praca należy do Ai Weiweia). W 20. rocznicę Okrągłego Stołu Althamer zrealizował spektakularny projekt „Wspólna sprawa” – zorganizował dla sąsiadów lot do Brukseli i wszystkich uczestników ubrał w złote skafandry. Podobne loty zorganizował do Brasilii i Oxfordu. Odbył również wyprawę do plemienia Dogonów w Afryce. W tym roku w New Museum w Nowym Jorku odbyła się retrospektywna wystawa artysty. Althamer od wielu lat prowadzi warsztaty ceramiczne dla chorych na stwardnienie rozsiane i inne schorzenia.
Rozmawiała — Monika Brzywczy Zdjęcia — Krzysztof Kozanowski
Poleć ten artykuł na Facebooku lub skopiuj link
Zobacz też podobne artykuły
Rewiry gościnności
„Kelner na służbie posiada tylko jedną godność, a tą jest nienaganne obsługiwanie gości” – pisał Hrabal w „Obsługiwałem angielskiego króla”, ale w Polsce etos pracy kelnera nie istnieje albo występuje w szczątkowej formie. A przecież to od obsługi w dużej mierze zależy udane wyjście do restauracji. Bohaterami naszego tekstu są ludzie, którzy potrafią sprawić, by
#Samowystarczalna
Mama była zszokowana, gdy mój chłopak dał mi w prezencie garnek. zrobiła mi dziką awanturę. jej zdaniem to było obrzydliwe. Jak raz zadzwoniłam do niej po przepis na lane kluski to rozłączyła się, krzycząc, że lanym ciastem to sobie mogę głowę polać – opowiada Małgorzata Szumowska. Pierwsze zapamiętane jedzenie: przyjemność czy kłopot? Przyjemność! Nienasycona łapczywość. Byłam w
#Różnica ciśnień
Andrzej Bargiel, właśnie jako pierwszy zjechał na nartach ze szczytu K2, a wcześniej z Broad Peak w Karakorum. Kilka lat temu prześcignął wszystkich w prestiżowym biegu Elbrus Race w klasie extreme, a latem 2016 roku pobił rekord szybkości zdobycia pięciu najwyższych szczytów byłego ZSRR. Andrzej opowiada nam o momentach trudnych, punktach zwrotnych i o tym,
# Andrzej BargielWęszenie za starowieczem
O wojnie w nas, o powrocie do krajobrazów dzieciństwa i celebracji natury w całej jej zwierzęcości i zmysłowości opowiada Andrzej Stasiuk. Oraz o tym, że to kobiety ocalą świat. Po 12 latach od książki „Taksim” doczekaliśmy się nowej powieści Andrzeja Stasiuka – „Przewóz”. W tak zwanym międzyczasie ten samotnik z beskidzkiego Wołowca rozwijał inne, bardziej
# Agata Eendo Nowicka, Andrzej Stasiuk, Anna Sańczuk, Przewóz