JEMY, MÓWIMY, CAŁUJEMY
LUDZIE, WYDARZENIA

Ogród rozkoszy ziemskich

Ludzkość od zawsze chciała regulować uciechy. Systemy filozoficzne, religijne, prawne i edukacyjne były głęboko zaangażowane w kontrolowanie pokus i radości obywateli. Powstały szczegółowe zasady dotyczące seksu, narkotyków, jedzenia, alkoholu, a nawet ha‐ zardu. Na całym świecie więzienia pękają w szwach od ludzi, którzy naruszyli prawa zakazujące korzystania z pewnych form przyjemności. Również w najbardziej liberalnych, zachodnich społeczeństwach, które uwielbiają zabawę, otwarte przyznanie się do hedonizmu jest źle widziane. Kojarzy się z ryzykiem, frywolnością i egoizmem. Czy poszukiwanie zadowolenia może być wartościowym dążeniem? Czy wręcz przeciwnie, świat bez kontroli pokus i uciech szybko zmutowałby w koszmar jak z obrazów Hieronima Boscha, zaludniony przez lubieżne modliszki, narkomanów w oparach absurdów i rozsmakowanych w ludzkim mięsie żarłoków?

NAPĘD NA POPĘD

Przyjemność nie jest emocją ani nie jest ideą. Jest doświadczeniem zmysłowym. Żeby ją odczuwać, wystarczy mieć ciało, dlatego doznają jej zarówno ludzie, jak i zwierzęta. Doświadczenie to można opisywać, używając aparatów pojęciowych psychologii, filozofii i antropologii, i odpowiednio je interpretować. Niezależnie od wykładni na poziomie faktów biologicznych przyjemność powstaje w mózgu, kiedy aktywowany jest układ nagrody. David J. Linden, amerykański neurobiolog, w książce „The Compass of Pleasure” wyjaśnia, jak nasze mózgi sprowadzają do wspólnego mianownika narkotyki, orgazm, tłuste potrawy, gimnastykę, modlitwę, alkohol i hazard. Zarówno nielegalne nałogi, jak też usankcjonowane społecznie praktyki, tak różne jak sport, religia, zakupy czy tańce do świtu – działają na nas jednakowo. Aktywują neuroprzekaźniki w mózgu i w związku z tym odczuwamy przyjemność. Bodźcem może być cokolwiek, jak udowodniono na modelu zwierzęcym. Poddawane doświadczeniom szczury w klatkach Skinnera musiały nacisnąć dźwignię, żeby dostać dawkę cukru, łyk alkoholu lub działkę heroiny. Okazało się, że dla przyjemności wszystkie bez wyjątku bardzo chętnie pracują. Są skłonne naciskać dźwignię przez wiele godzin i bez żadnych przerw, porzucając swoje dotychczasowe zajęcia, jak zdobywanie pożywienia, prokreacja czy opieka nad młodymi. Zdumiewające było to, że jako przyjemność wystarczał im impuls elektryczny, trafiający w układ nagrody. Doświadczenie to było brzemienne w skutkach i otworzyło drogę do nowych przestrzeni dla spekulacji. Czy oznacza to, że w przyszłości zamiast chodzić na randki i jeść pyszne kolacje, ludzkość będzie podpinać się do aktywatora błogostanu?

TABASCO I SWETER HITLERA

Przyjemność jest w ciele, ale równocześnie to, co uznajemy za miłe, jest indywidualne i uwarunkowane kulturowo. Ewolucja zaprogramowała nas tak, że możemy odczuwać satysfakcję dzięki szerokiej gamie doświadczeń, od biegania po palenie marihuany, od medytacji po masturbację, od picia bordeaux po zajadanie gofrów z posypką. Eklektyzm w kwestii przyjemności sprawia, że życie i relacje z innymi są cudownie złożone i ciekawe.

Nie jest jednak do końca jasne, jak to się stało, że spełnienia dostarczają nam rzeczy i czynności niepotrzebne z punktu widzenia ewolucji. Naukowcy zajmujący się ewolucją uwielbiają przypominać, że nasze mózgi zostały stworzone do wymagań epoki kamienia łupanego. Na przykład w kółko słyszymy, że ludzkie samce są zaprogramowane tak, żeby wciągać do swojej jaskini jak najwięcej samic. Biologiczne uwarunkowania mają usprawiedliwiać – albo przynajmniej tłumaczyć – męską niewierność. Z drugiej strony, te dość płaskie teorie nie biorą pod uwagę, że zarówno inteligencja, jak i wyobraźnia ludzi bardzo zmieniła się od czasów pierwotnych. Potrafimy czytać książki, obsługiwać komputery i odnajdywać przyjemności w rzeczach i sytuacjach, o jakich człowiek z Cro‐Magnon nie miał bladego pojęcia. Jak nasz gatunek wyszedł poza podstawowe wygody związane z jedzeniem i seksem? Jak to się stało, że rozsmakowaliśmy się w sosie tabasco albo w oglądaniu golfa – pyta Paul Bloom, profesor psychologii z Yale w książce „Przyjemność. Dlaczego lubimy to, co lubimy?”. Sztuka, muzyka czy moda nie wydają się niezbędne w sensie darwinowskim. Są produktem ubocznym procesów umysłowych, które wyewoluowały do innych celów, twierdzi Bloom. Doskonale obrazuje swoją teorię przyjemności badaniami, które prowadził na uniwersytecie. W anonimowych ankietach prosił studentów, by przypisali różnym czynnościom ocenę – na ile uważają je za przyjemne, lub wręcz przeciwnie – za odrzucające. Na przykład: czy chcieliby przymierzyć jeden ze starych swetrów Hitlera. Perwersyjna przyjemność czy obrzydliwe przekroczenie? Odpowiedzi ankietowanych nie były jednoznaczne. Dla badacza stało się jasne, że przyjemność jest subiektywna i nie można stworzyć zbioru czynności obiektywnie pociągających i odrażających. Takich, które da się sklasyfikować jako lepsze czy gorsze. Czemu fantazja o poślubieniu piłkarza ma być lepsza niż chęć uprawiania seksu z identycznym bliźniakiem swojego współmałżonka?

 

TRZY TEORIE SZCZĘŚCIA

Istnieją trzy tradycyjne teorie szczęścia. Podobno od tego, w którą wierzysz, zależy, jak pracujesz i oszczędzasz, jak wychowujesz dzieci, a nawet jak głosujesz.

● Teoria hedonizmu

Jest najprostsza i we wszystkich swoich odmianach głosi, że szczęśliwe życie maksymalizuje uczucie przyjemności i minimalizuje ból. Szczęśliwa osoba dużo się uśmiecha, jest radosna, ma bystre oczy. Jej przyjemności są intensywne i liczne, a bóle małe i bardzo rzadkie. To bardzo popularna teoria, ma jednak kilka mankamentów. Kiedy życzymy komuś szczęśliwego życia, nie życzymy mu jedynie zgromadzenia ładnej sumy przyjemności. Możemy sobie wyobrazić dwa życia, które zawierają dokładnie taką samą ilość chwilowych przyjemności, ale jedno z nich opowiada historię stopniowego spadku (ekstatyczne dzieciństwo, radosną młodość, wyboistą dorosłość, nieszczęśliwą starość), podczas gdy drugie jest opowieścią o stopniowej poprawie (powyższy schemat w odwrotnej kolejności).

● Teoria pragnień

Głosi, że szczęście jest kwestią zdobycia tego, czego się po‐ żąda. Może przypominać hedonizm, jeżeli to, czego chcemy w życiu najbardziej, to dużo przyjemności. Jednak hedonizm i teoria pragnień często się rozchodzą. Hedonizm utrzymuje, że przewaga radości nad bólem jest receptą na szczęście. Teoria pragnień głosi, że „zaspokojenie apetytu” przyczynia się do szczęścia niezależnie od ilości przyjemności (lub niezadowolenia). Kiedy ktoś chce dokonać wielkich czynów, często godzi się na wyrzeczenia i utrapienie. W tej teorii szczęście oznacza satysfakcję. Główny zarzut jest taki, że ktoś może pragnąć tylko kolekcjonowania porcelanowych filiżanek do herbaty lub orgazmów, albo tylko słuchania muzyki country, albo liczenia spadających liści przez cały dzień. Największa na świecie kolekcja filiżanek, bez względu na to, jak bardzo „satysfakcjonująca”, nie wydaje się czynić życia szczęśliwszym.

● Teoria Obiektywnej Listy

Umieszcza szczęście poza uczuciami, na liście „prawdziwie wartościowych” rzeczy w realnym świecie. Zakłada ona, że szczęście czuje człowiek, który osiąga pewne rzeczy z listy wartościowych dążeń: taka lista może obejmować osiągnięcia zawodowe, przyjaźń, wolność od chorób i bólu, wygody materialne, ducha obywatelskiego, piękno, edukację, miłość, wiedzę i dobre sumienie. Weźmy pod uwagę miliony ludzi z Trzeciego Świata żyjących na ulicach. Ubrani w łachmany, spędzają noce w rozpadających się domkach, a dni na poszu‐ kiwaniu pożywienia. Niechętnie jednak klasyfikujemy taką egzystencję jako „szczęśliwą”, a mimo to w niezliczonych badaniach socjologicznych wychodzi, że znacznie częściej niż my oceniają swoje życie jako szczęśliwe. Głównym zastrzeże‐ niem wobec tej teorii jest fakt, że duża część tego, jak udane jest nasze życie, zależy od naszych uczuć i pragnień (jakkolwiek krótkowzroczne by one nie były).

 

CHEMIA SZCZĘŚCIA

We współczesnym konsumpcyjnym społeczeństwie proste przyjemności są na wycią‐ gnięcie ręki. Ich pomnażanie stało się praktycznie obowiązkiem. Jednocześnie ilość po‐ kus i ciągły stres produkują, na niespotykaną dotąd skalę, wielu nieszczęśliwych ludzi. Zasadne wydaje się pytanie: czy spełnianie zachcianek jest drogą do szczęścia? Pytanie, na które jeszcze trudniej odpowiedzieć niż na to, co jest przyjemnością. O ile natężenie jej doświadczenia można określić za pomocą skanera mózgu, to szczęście jest o wiele mniej wymierne i trudniejsze do zmierzenia. Na najprostszym poziomie zależy ono od równowagi dopaminowo‐serotoninowej.

Dopamina jest przekaźnikiem przyjemności, który sygnalizuje w mózgu: „czuję się dobrze, chcę więcej”. Zbyt duża ilość dopaminy prowadzi do uzależnienia, które jest ciemną stroną całej tej zabawy. Natomiast przekaźnikiem zadowolenia jest serotonina mówiąca: „czuję się dobrze, nie chcę i nie potrzebuję nic więcej”. Dopamina obniża poziom serotoniny, której zbyt niski poziom prowadzi do depresji. Równanie jest proste: im więcej przyjemności sobie dostarczamy, tym trudniej nam osiągnąć szczęście. I tym większe prawdopodobieństwo, że popadniemy w uzależnienie lub depresję. Współczesna nieustanna pogoń za pokusami, którą kultura konsumpcyjna łatwo napędza, tylko odda‐ la nas od zadowolenia. Choć brzmi to patetycznie i moralizatorsko, ci, którzy porzucają szczęście dla przyjemności, nie będą mieli ani jednego, ani drugiego.

PÓŁ PROMILA!

Zresztą, czy nasza obsesja na punkcie bycia szczęśliwym nie jest receptą na rozczarowanie? Fiksacja współczesnej kultury na punkcie radości i spełnienia może wydawać się niemal religijna. Związek, praca, dom, ciało, dieta mają uczynić nas istotami kompletnymi. Jeśli tak się nie dzieje, oznaczać to może, że coś robimy źle i jest to dodatkowe źródło stresu.

Hedonistyczne koncepcje są w modzie, ponieważ rezonują z mentalnością konsumpcyjną – szczęście jest czymś, co można nabyć. Ale zachowania konsumpcyjne są obecnie rutynowo wskazywane jako kluczowe źródło nieszczęścia i przeciwstawiane starożytnemu rozumieniu hedonizmu. Hedoniści, choć cenili przyjemności, to podkreślali, że sprawiają one najwięcej radości, gdy się ich nie szuka. A pogodzenie z losem, ograniczenie pragnień i spokój umysłu są najlepszym przepisem na przyjemne życie. Tylko jak pogodzić się z rutyną, staniem w korku, irytującą szefową i zdalną szkołą?

„Dorosłe życie bywa nudne” – pisze wizjonerski projektant gier i filozof Ian Bogost w książce „Play Anything”. Przekonuje, że możemy przezwyciężyć codzienny niepokój i przekształcić zwyczajne życie w świat niekończących się możliwości. Gry sprawiają nam przyjemność nie dlatego, że są eskapistyczne i oderwane od codzienności, ale dlatego, że mają swoje zasady i ograniczenia. Akceptując je, zawężamy swoją uwagę, a w rezultacie czerpiemy z tego przyjemność. Bogost twierdzi, że dzisiejszy chaotyczny świat moż‐ na okiełznać i cieszyć się nim tylko wtedy, gdy najpierw sami narzucimy sobie granice. Jego teoria szczęśliwości – małych kroków i małych przyjemności – nie zrewolucjonizuje świata, ale w czasach niepewności może dać chwilowe ukojenie. Na pierwszy rzut oka przypomina mindfulness, skupiający umysł patrzącego na tym, co czuje tu i teraz. Sam filozof swoją koncepcję nazywa „worldfulness”. Można spojrzeć na nią jako na nowy rodzaj stoicyzmu – najpraktyczniejszej szkoły filozoficznej na ciężkie czasy.

Mniej praktycznie, za to zabawniej, radzi sobie Mads Mikkelsen w filmie „Na rauszu”. Zainspirowany badaniami norweskiego psychiatry Finna Skårderuda, mówiącymi, że człowiek rodzi się z niedoborem pół promila alkoholu we krwi, postanawia wyrównać ten deficyt. Stan lekkiego upojenia momentalnie koloruje świat, zmniejsza problemy, a pod‐ bija pewność siebie i kreatywność w związkach i pracy. Kiedy się napijemy, to stajemy się lepszą wersją siebie, przewrotnie nęci reżyser Thomas Vinterberg. A upojenie okazuje się ścieżką do odkrycia podszewki rzeczywistości, choć ostatecznie prowadzącą na manowce, za to dającą dużo radości.

 

Tekst: Ewa Szabłowska

Obraz „Ogród rozkoszy ziemskich” (ok. 1500) Hieronima Boscha

Zobacz też podobne artykuły

Wszystkie wydania ust
  • nr 29

  • nr 28

  • nr 27

  • nr 26

  • nr 25

  • nr 24

  • nr 23

  • nr 22

  • nr 21

  • nr 20

  • nr 19

  • nr 18

  • nr 17

  • nr 16

  • nr 15

  • nr 14

  • nr 13

  • nr 12

  • nr 11

  • nr 10

  • nr 9

  • nr 8

  • nr 7

  • nr 6

  • nr 5

  • nr 4

  • nr 3

  • nr 2

  • nr 1

Nasze przewodniki po miastach
  • Kraków

  • Lizbona

  • Polskie góry

  • Bangkok

  • Lato

  • Kioto

  • Mediolan

  • Singapur

  • Warszawa

  • Warszawa

  • Berlin