Jak zaczęłaś pracować z roślinami?
Wszystko zaczęło się od roślinnego plastiku (tzw. bioplastiku), a jeszcze wcześniej — od fotografii. Studiowałam fotografię na UAP i podczas realizacji dyplomu magisterskiego tworzyłam prace m.in. z bioplastiku na bazie glonów. Praca dyplomowa obejmowała cały ekosystem obiektów — od wideo, przez zdjęcia i rzeźby, aż po tkaniny. Dyplom realizowałam w 2020 roku i to wtedy zainteresowałam się naturalnym barwieniem tkanin. Największym obiektem w przestrzeni pracy dyplomowej był namiot stworzony z szerokich pasów surówki jedwabnej, barwionej korą modrzejca kampechiańskiego, zwanego również drzewem błękitnym. Od tamtego czasu zaczęłam liczne eksperymenty, które pochłonęły mnie, szczególnie ze względu na ich „mokry” i organiczny charakter.
Podczas studiów, pracując głównie z cyfrową materią, brakowało mi namacalnego aspektu tworzenia. Zamiast iść do ciemni fotograficznej, zaczęłam lubić wielkie garnki, w których gotowałam różne substancje. W dużej mierze uczyłam się na własnych błędach — na początku tkaniny wychodziły po prostu szare. Z czasem jednak znalazłam mnóstwo przydatnych książek oraz nawiązałam kontakt z edukatorkami barwierskimi z różnych stron świat i u niektórych z nich ukończyłam kursy. Najbardziej jednak w pracy z roślinami lubię posługiwać się intuicją — podczas spacerów zawsze coś kolekcjonuję, by później sprawdzić w praktyce, jak pracuje się z daną materią.
Bo w sumie jak rozmawiałyśmy wcześniej jedwab jest płótnem, a rośliny, barwienie takim narzędziem malarskim…
Albo fotograficznym — mokre procesy, których używam, mają wiele wspólnego ze szlachetnymi technikami fotografii. Niektóre metody mogę porównać do luksografii, inne do cyjanotypii. Postrzegam płótno jako obraz utajony, który w procesie gotowania powoli wywołuję, tworząc roślinne ślady. Są także techniki, które tworzą bardzo dokładną reprezentację rośliny, m.in. japońska technika tatakizome, przy której używam deski i młotka. Tkaniny, podobnie jak papier w ciemni fotograficznej, muszą być odpowiednio zaprawione. To bardzo ważny etap, ponieważ zaprawa tworzy na powierzchni tkaniny „zęby”, które umożliwiają przyjęcie cząsteczek barwnika i trwałe ich związanie. Wszystkie te procesy są niezwykle czasochłonne, a praca przy dużych garnkach wymaga sporo siły fizycznej od barwiarki czy barwiarza.
Jak przebiega proces barwienia? Każde z ubrań z tego co widzę traktujesz indywidualnie?
Zaczynam od zebrania surowców z natury. Część z nich trzeba zakonserwować na zimę, kiedy brakuje świeżych liści i kwiatów. Czasami kupuję korę lub kłącza roślin egzotycznych, a także zbieram kuchenne odpady podczas gotowania. Podczas ostatniej podróży do Tajlandii odwiedziłam niesamowite studio barwierskie w Chiang Mai, gdzie kobiety wykonywały tradycyjne techniki przekazywane z pokolenia na pokolenie. Kupiłam od nich porcję indygo w formie sfermentowanego jogurtu. Na lotnisku miałam przygotowany specjalny tekst w językach tajskim i angielskim, aby wyjaśnić tę nietypową substancję zapakowaną w podejrzany worek. Niestety, nie obyło się bez problemów i długich wyjaśnień.
Co dzieje się dalej?
Kolejnym krokiem w procesie jest znalezienie tkanin na rynku wtórnym lub tkanin deadstockowych, czyli takich, które nie zostały wykorzystane przez szwalnie, projektantów i firmy odzieżowe. Szczególnie uważam na pochodzenie jedwabiu, ponieważ jestem świadoma nieetycznych metod jego pozyskiwania. Najczęściej zdobywam ten materiał w second-handach, gdzie czasami można znaleźć jedwabne koszule. Wsparcie przyjaciółek w poszukiwaniu vintage koszul, którym daję drugie życie, jest dla mnie bardzo ważne. Jeśli mają one defekty, przerabiam je na mniejsze formy, np. gumki do włosów. Wiele tkanin otrzymałam także od swojej Mamy oraz Mamy mojego męża — leżały one w rodzinie, czekając na swoje ponowne odkrycie i przetworzenie. W Tinctuarium nie najdziesz szerokiego wachlarzu rozmiarów pojedynczego modelu, możesz mieć jednak pewność, że nie ma drugiej identycznej rzeczy, bo wszystko się opiera na organiczności roślin.
Każda z tych tkanin się nadaje?
Na pewno każdą trzeba odpowiednio oczyścić i zaprawić, aby przyjęły barwniki. Często wymaga to wielokrotnego moczenia i suszenia. Następnie gotuję tkaniny w esencji, uzyskanej z roślin, które również trzeba moczyć i gotować, często przez wiele godzin lub nawet dni. Obecnie tworzę zarówno formy użytkowe (obrusy, koszule, sukienki, poszewki na poduszki), jak i formy otwarte, które mogą ewoluować i stać się czymś innym. Staram się nie narzucać finalnej formy, często pozostawiając to osobie, która nabywa dany obiekt.
Skąd pochodzisz, czy rośliny, łąka, natura byly twoim naturalnym środowiskiem?
W dzieciństwie żyłam w rodzinie głęboko połączonej z naturą i sztuką. Wychowałam się na wsi na Pomorzu i spędziłam dzieciństwo na łąkach oraz w nadmorskich lasach. Moja babcia, Maria Tyrankiewicz-Bojara, tworzyła prace na skórze. Zawsze fascynował mnie świat, który przenosiła na skórzane płótna — bestiarium fantastycznych istot z pogranicza świata zwierząt i roślin. Ukończyła studia na ASP w Krakowie, gdzie studiowała Tkaninę Artystyczną, a potem pracowała w przemyśle odzieżowym. Mam nawet tkaninę z jednym z jej projektowych wzorów, który chcę połączyć z moimi działaniami, by stworzyć międzypokoleniową pracę.
To bardzo ciekawe, ktoś jeszcze w rodzinie zajmował lub zajmuje się sztuką?
Moja siostra, Maria, również jest ważną postacią w moim życiu artystycznym. Jest ona autorką mojego logo oraz identyfikacji graficznej Tinctuarium. Na codzień żyje w głębokiej więzi ze światem grzybów, co inspiruje mnie do zgłębiania tematu barwienia tkanin grzybami. Na razie zgłębiam teorię, ale mam nadzieję, że wkrótce pokażę pierwsze efekty.
Jak wspomniałam, staram się korzystać z tkanin pochodzących z upcyklingu. Miłość do naprawiania starych obiektów odziedziczyłam po rodzicach — mama odnawia drewniane meble, a tata zajmuje się renowacją starych samochodów VW.
Opowiedz o roślinach, z ktorymi najbardziej lubisz pracować, o swoich botaniczno-farbiarskich odkryciach.
Uwielbiam pracować z roślinami, ponieważ ich cykliczność dostosowuje moją pracę do pór roku. Zimą sięgam po korę, kłącza i łupiny cebuli, te ostatnie często kupuję na wagę w supermarkecie, ku zaskoczeniu innych kupujących. Cebula to niesamowity surowiec barwierski i uwielbiam jej możliwości. Ostatnio odkryłam również nadwarciańską trzcinę. Jest mnóstwo roślin, z którymi uwielbiam pracować — od czarnej fasoli po aksamitkę, którą zawsze hoduję na moim poznańskim balkonie. Chętnie też wykorzystuję gatunki inwazyjne, które są doskonałym surowcem barwierskim, np sumaka octowca czy nawłoć kanadyjską. Niektóre rośliny cenię również za zapach podczas gotowania, jak np. liście laurowe, inne za aromat w trakcie zbierania, np. liście perukowca. Kiedy w 2022 roku brałam ślub, zabarwiłam swój jedwabny welon chmielem oraz innymi ziołami związanymi z etnobotanicznymi tradycjami staropolskich zaślubin. Obecnie welon zmienił się w firankę i wisi w kuchennym oknie.
Rozmawiala Monika Brzywczy, portret artystki: Magda Pacek
https://secondaryarchive.org/artists/jadwiga-subczynska/
https://www.instagram.com/tinctuarium/
Poleć ten artykuł na Facebooku lub skopiuj link