Nad niewielką, malowniczą doliną króluje szczyt Bischofsmütze ( 2458 m n.p.m.) w tłumaczeniu kapelusz biskupa, charakterystyczny, wszechobecny symbol miejscowości. Oddalone zaledwie 70km od Salzburga Filzmoos to miejsce magiczne. W starych schroniskach położonych na zboczach gór rodzinne wieczory spędzają mieszkańcy i turyści. Tak, w tej kolejności, bo turystów w półtoratysięcznej wiosce jest niewielu, wyłączając okres w okolicy Świąt Bożego Narodzenia i Sylwestra. Wczesne zimowe wieczory, zaśnieżone dachy wiekowych chat i ich gorące wnętrza, opalane drewnem starych pieców to miejsce spotkań rodzinnych. Głośne rozmowy i śmiech okraszone często lokalną muzyką dają niezapomnianą możliwość uczestniczenia w autentycznym życiu alpejczyków. Niewielkie gospody serwują typowo alpejską kuchnię. Pożywne zupy z knedlami, knedle podawane w sosie, rosół z pojedynczym dużym knedlem. Zupy ze szpeclami, szpecle w sosie, w towarzystwie jeleniny. Punktem obowiązkowym jest legendarny Kaiserschmarrn, czyli puszysty biszkoptowy omlet z rodzynkami podawany pod pierzynką z cukru pudru. Chlubą rodzinnych gospodarstw są bio produkty wytwarzane z najwyższą dbałością. Sery i masło, ziołowe nalewki i herbaty to skarb i esencja lokalnej społeczności. Każda szanująca się rodzina prowadząca hotel ma w swojej ofercie coś specjalnego, jak na przykład zirbenschnaps – rubinową nalewkę z sosny limby rosnącej tylko w górach powyżej 1500 m n.pm. Odwiedzając kolejne restauracje i gospody właściciele częstują gości owym trunkiem.
Ta niewielka miejscowość otula spokojem. Nie ma tu dużych hoteli, rewii narciarskiej mody, to idealne miejsce na zimowy odpoczynek w rytmie slow. Poza klasycznymi nartami jest cały pakiet zimowych atrakcji: jazda poza trasami, trasy dla narciarzy biegowych i wspaniała zabawa na sankach (zjazd od drzwi schroniska do samego miasteczka). Warto jednak spróbować innej, mniej znanej i niedocenianej formy zimowej aktywności. Rakiety śnieżne idealnie pasują do tego miejsca, dają nam niesamowitą perspektywę doświadczenia zimowych Alp. Powolne przemieszczanie się w zimnym górskim powietrzu, całkowita cisza przecinana tylko skrzypieniem śniegu pod stopami jest jak medytacja, to całkowite zaprzeczenie szybkości klasycznego narciarstwa. Każdy kto wybiera się zimą w góry powinien spróbować tego sportu, który wydaje się łatwy i przyjemny ale wymaga od nas nie lada wysiłku. Po kilku godzinach na rakietach knedle i szpecle zdają się być oczywistym wyborem na kolację.
Jest jednak coś wyjątkowego, co wyróżnia Filzmoos spośród innych urokliwych alpejskich wiosek. To właśnie tu możemy wznieść się balonem i poszybować ponad masywem Dachstein. W mroźny, zimowy poranek niebo nad wioską wypełnia się wielkimi kolorowymi balonami, które budzą się na zaśnieżonej łące, zaglądają przez okna hotelowe unosząc się powoli, aby majestatycznie wznieść się na wysokość 3000 m n.p.m. Same przygotowania do lotu są bardzo widowiskowe. Ogromne czasze balonów leżą na śniegu, z palników buchają wielkie słupy ognia. Olbrzymy powoli budzą się do życia, balon jest napełniany gorącym powietrzem, a amatorzy adrenaliny wsiadają do wiklinowych koszy. Zdawać by się mogło, że lot balonem, gdy w dolinie jest kilkanaście stopni mrozu, będzie ekstremalnym przeżyciem. Oczami wyobraźni widzimy uczestników targanych lodowatym wiatrem w małym koszyku zawieszonym na kawałku materiału trzy kilometry nad ziemią. Rzeczywistość jest zgoła inna. Balon startuje niepostrzeżenie, miękko oddalając nas od ziemi. Bliskość słupów ognia powoduje, że …trzeba rozpiąć kurtkę z gorąca. Wysoko w przestworzach, mając na wyciągnięcie ręki Dachstein, ma się wrażenie płynięcia w powietrzu. Żadnych podmuchów wiatru, kołysania, tylko spokój i bezkres nieba.
Poleć ten artykuł na Facebooku lub skopiuj link