Jak już pisałam, posiłki dla staffu są bardzo ważne. Przerwa pierwsza to lunch, który powinien być konkretny, dający duży zapas energii, ale niezbyt ciężki, żebyśmy po zjedzeniu go mogli spokojnie pracować do drugiej przerwy, czyli obiadu. A ten jest właśnie okazją, żeby zaprezentować coś ze swojej rodzimej kuchni lub po prostu coś pysznego.
Planując menu trzeba pamiętać o tych, którzy ze względów religijnych nie jedzą wieprzowiny, a także o wegetarianach lub bezglutenowcach. No, i oczywiście o tym, że grupę tworzy kilkanaście narodowości i ciężko będzie zadowolić każdego. Dodatkowo też trzeba brać pod uwagę nadwyżki, które dostajemy z poszczególnych sekcji, czyli zwykle jest to sałata rzymska, brokuły, kapusta biała, ziemniaki, czasem dynia, a czasem super niespodzianka, ale o tym za chwilę.
Ten, kto gotuje posiłki dla staffu dzień zaczyna wcześniej. Już o 6 rano musieliśmy być na miejscu, żeby zdążyć z gotowaniem na pierwszą przerwę, czyli na 11. Wystartowaliśmy bardzo ładnie, bo z jajami sadzonymi na soczewicy. Na obiad zaplanowaliśmy pulpety w sosie pieczarkowym z ryżem i mizerią, duszoną kapustę i (chyba) brokuły. Wszystko szło nam całkiem sprawnie, ale przez to, że pracowaliśmy razem pierwszy raz i że kuchnia czy piec nie zawsze były dostępne, trochę się denerwowaliśmy i w rezultacie z obiadem zdążyliśmy na styk.
Właśnie wystawialiśmy jedzenie na stół, kiedy spod ziemi wyrósł René i zaciekawiony wypytywał, co będzie do jedzenia. Odpowiedzieliśmy grzecznie i poszliśmy ogarniać kuchnię. Po jakimś czasie pojawił się w niej René z jedną ze swoich córek i zapytał, czy przypadkiem nie zostały nam jakieś pulpety. Na naszych twarzach pojawił się uśmiech, bo akurat tak pięknie się złożyło, że zostały trzy pulpety – po jednym dla każdej z córek szefa. Odetchnęliśmy z ulgą i przybiliśmy sobie piątki.
W środę, za namową mamy, zrobiłam moją ulubioną potrawę z czasów, kiedy jeszcze jadłam mięso, czyli tokań – węgierskie ragout w sosie pomidorowym, do którego idealnie pasują kluski kładzione. Zrobiłam ich trzy blachy, z czego jedna z wdziękiem wylądowała na podłodze, parząc mi palce. Kluski kładzione miały być namiastką pierogów, o które prosili prawie wszyscy koledzy. Tłumaczyliśmy im, że to nie lada wyczyn zrobić przeszło tysiąc pierogów, bo potrzeba by minimum dziesięć na osobę.
W czwartek były udka z kurczaka z pęczakiem z jabłkami i selerem naciowym, w piątek miały być schabowe, ale przez brak panierki podaliśmy po prostu schab z patelni. I tu właśnie pojawił się wspomniany prezent – torba konfitowanych borowików najwyższej jakości, które zostały z produkcji oleju, a które nam posłużyły do zrobienia sosu grzybowego. W sobotę, czyli ostatniego dnia, na lunch zrobiliśmy najprawdziwszy barszcz czerwony, na kościach i mięsie wołowym (plus oczywiście mały garnek dla wegetarian), a na koniec zaserwowaliśmy żeberka pieczone w josperze, czyli piecu opalanym węglem drzewnym – doskonały pomysł Bartka na zakończenie w wielkim stylu bardzo udanego tygodnia.
Przyjemne, było to, że poszczególne sekcje same włączały się do współpracy i gdy tylko coś im zostawało, dostawaliśmy to do wykorzystania. Były też bonusy w postaci kasztanów czy musu jabłkowego z kuchni testowej. A sekcja słodyczy to już w ogóle przeszła w tym tygodniu samą siebie. Wiadomo przecież, że obiad musi kończyć się deserem.
I wiecie co? Najbardziej nieprawdopodobne i zarazem najprzyjemniejsze w tym wszystkim było to, że gotowaliśmy w najlepszej restauracji świata, a najlepszy na świecie kucharz mówił, że mu to smakuje. Co za uczucie!
Ciąg dalszy za tydzień!
tekst: Maria Przybyszewska, zdjęcie: Magazyn USTA
Sponsorem relacji z pobytu Marii Przybyszewskiej w Nomie jest HERMES, producent smakowych wód funkcjonalnych. www.hermes-amita.com.pl
Zobacz też podobne artykuły
NOMA: Zadanie specjalne: nakarmić kucharzy Nomy
Czas ucieka, dopiero co przyjechałam, a już zaczyna się czwarty tydzień mojego stażu. Nie ma nudy, co chwila pojawiają się nowe zadania na horyzoncie. Na przykład przygotowywanie posiłków dla ekipy, czyli staff meals. René przykłada do tego dużą wagę. Traktuje jako jedną z najważniejszych części dnia. Od dziś to moja działka! Czuję się coraz pewniej. Znam
# kasza gryczana, kimchi yorkshirre pudding, Kopenhaga, Maria Przybyszewska Noma rene RedzepiPrzewodnik po Warszawie
Od pierwszego numeru UST, w którym prezentowaliśmy Berlin, i drugiego, gdzie pojawił się Poznań, opublikowaliśmy już 21 przewodników po miastach w Polsce i za granicą. Nie było wśród nich dotychczas Warszawy, choć odpowiedni bedeker jej się należy, a tutejsze miejsca znamy świetnie – ze wszystkimi ich niuansami; nie raz obserwowaliśmy jak powstają, znamy ich zawikłane
#Ryż i klejnot
Okazuje się, że inaczej wygląda porcja sake dla wesołków, a inaczej dla smutasów. Z naszej aury można wyczytać, kto jakiego trunku potrzebuje. A przynajmniej jedna osoba potrafi to zrobić – właścicielka wyjątkowego tokijskiego baru, Marie. Ulice Tokio są wypełnione po brzegi niekończącą się ilością knajpek, barów i restauracji. Żeby wyróżnić się w tym oceanie, potrzeba
# Arieh Rosen, Gem by Moto, Noam Levinger, www.gembymoto.gorp.jpPrzewodnik po Stambule
Na początku jest szok. Zawsze. Bo niby wiesz, czego się spodziewać, ale prawdziwe miasto robi większe wrażenie niż liczby w przewodnikach czy kontury wyrysowane na mapach. Stambuł obezwładnia. Uderza we wszystkie zmysły, zawraca w głowie. Pierwsza reakcja – onieśmielenie. A może nawet poczucie przytłoczenia dźwiękami, nieustannym ruchem wokół. Ale to mija wraz z pierwszą filiżanką
# Stambuł