Temat numeru, w którym ukaże się nasza rozmowa, to ogień. Od razu pomyśleliśmy o panu.
Nie wierzę, chyba mnie pani podpuszcza. Co ja mam wspólnego z ogniem? Jeśli by mnie pani zapytała, z którym żywiołem się utożsa- miam, to ogień byłby ostatni. Pani to specjalnie powiedziała, wiedząc, że ten ogień w ogóle do mnie nie pasuje. Pewnie chce mnie pani sprowokować, żeby mieć ciekawszy materiał. Muszę przemyśleć ten ogień. Lepiej przełóżmy tę rozmowę, żebym się lepiej przygotował [śmiech].
To raczej prostolinijność. Jest w tym wszystkim też wielka inteligencja i spryt.
Gdybym był, dajmy na to, alkoholikiem, też bym o tym opowiedział. Żeby iść do przodu, trzeba nazwać swoje problemy. Nauczył mnie tego Wiktor Osiatyński, który był dla mnie kimś w rodzaju mistrza. Dzięki niemu dużo rzeczy sobie uporządkowałem. U mnie, co w sercu, to na dłoni. A raczej na twarzy. Widać na niej wszystkie emocje. Nie poradziłbym sobie, gdybym całej swojej historii nie opowiedział światu. To daje mi duży komfort, bo nie muszę się kontrolować. Pamiętam sytuacje, kiedy to robiłem, ukrywałem przed kolegami swoją orientację seksualną, i to był najgorszy czas w moim życiu. Dlatego z niczym się już nie ukrywam. Polecam wszystkim takie wyjście!
Powiedział pan w pewnym wywiadzie, że politycy to ludzie, którzy, jak wszyscy inni, mają słabości. Palą, piją, biorą narkotyki, prowadzą za szybko. Czy pana też tak ma?
Chce pani, żebym odsłonił rzeczy, które spowodują, że PiS wygra następne wybory? Czemu pani chce mi to zrobić? [śmiech]. Oczywiście, że mam słabości. Każdy chce czasami zaszaleć i zrobić coś nietypowego. Z tym że mnie jest łatwiej, bo jak ktoś ma wielkie wartości moralne na ustach i umoralnia wszystkich dookoła, a później się okazuje – a tak najczęściej jest – że sam nie jest tym, który wskazuje jedynie właściwy kierunek, to jest problem. Ja staram się tego nie robić, a raczej pokazywać, że ludzie są tylko ludźmi. Mam ten komfort, że nie muszę się obawiać, że jak zrobię coś, co przekroczy normy prawne czy moralne, to zostanę zlinczowany.
W moich oczach polityk, który przeżywa chwile szaleństwa i potrafi się do tego przyznać publicznie, zyskuje na wiarygodności
Szaleństwo mnie kręci. Wszystko, co jest związane z przekroczeniem granic jest dla mnie ekscytujące. Mój Krzysiek [Krzysztof Śmieszek, partner życiowy Roberta Biedronia – red.] ma z tym ogromny problem. Bo ja ciągle mam pokusę, żeby robić rzeczy nietypowe. Nie tylko w życiu publicznym. Skaczę ze spadochronem, pilotuję samoloty, za chwilę będę latał szybowcem. Planuję też skok na bungee, ale obawiam się, że nie będzie to już tak ekscytujące. W ogóle uwielbiam rzeczy związane z lataniem. To pewnie przez ojca, który był skoczkiem spadochronowym. A kilka lat temu wziąłem udział w show „Kilerskie Karaoke”, gdzie przechodziłem jakiś dziwny tor przeszkód, śpiewając „Oops!… I Did It Again” Britney Spears. Żaden poseł by się nie odważył tego zrobić. A ja tak, bo to było czyste szaleństwo. Na maksa mnie kuszą takie rzeczy. To jest właśnie mój ogień! Mam w nosie, że jak będę zachowywał się niestandardowo, to ludzie mnie nie wybiorą. Mam jeszcze tysiąc innych rzeczy, które mógłbym robić w życiu. Mogę być skoczkiem albo wydawać książki, jak kiedyś. Albo skupię się na Instytucie Myśli Demokratycznej, w siedzibie którego teraz rozmawiamy. Zajmę się czymś innym niż polityka. Po prostu.

Ale wiadomo, że jak się jest osobą publiczną, to jakąś poprawność trzeba zachować.
Jaką? Obserwowałem polityków, którzy próbowali zachować poprawność i udawać kogoś, kim nie są i, w większości, bardzo źle skończyli. Pamiętam moją mamę, która, gdy dowiedziała się, że jestem gejem, powiedziała – „Tylko żebyś nigdy, nikomu tego nie mówił.” A kilka lat temu, chcąc mi dokuczyć – „Widzisz Robert, wszystkie twoje koleżanki i koledzy zrobili kariery, tylko nie ty. To dlatego, że rozgadałeś, że jesteś gejem.” A ja nie żyje po to, żeby zrobić karierę, ale po to, żeby mieć fajne życie.
Całość wywiadu do czytania w magazynie drukowanym. Do kupienia TU
Rozmawiała Karolina Rogalska, zdjęcia: Zuza Krajewska