ANNA KRÓLIKIEWICZ: W tym roku to ja przejęłam po raz pierwszy pełne przygotowanie Wielkanocy, do śniadania w niedzielę siądziemy całą Rodziną u mnie. Mama niechętnie oddała mi kierownictwo, obawiając się może zbyt nowatorskich rozwiązań. Na stole będą zatem dwa mazurki: tradycyjny, nasz, taki, który znam „od zawsze” (z naszego starego domowego przepisu, z zaplamionego zeszytu, który przepisywałam jako dziecko i nastolatka kilka razy): kokosowy, na niesamowicie kruchym spodzie. Mama ten spód zagniata najlepiej, nie umiem Jej dorównać. Masa jest rozkoszną, dość pracochłonną truflą czekoladową z mnóstwem tłustych wiórek, rozpuszcza się natychmiast w cieple ust. Robiło się tę masę tylko raz w roku, tylko do tego mazurka i wolno nam go było próbować dopiero w Wielką Sobotę, po 17.00, po święconym do filiżanki gorzkiej herbaty. Bardzo się na to czekało. Drugi mazurek jest już moją całkiem nową improwizacją, z wodą różaną, konfiturą z płatków róż, chmurą mascarpone i arabskimi różanymi pączkami inspirowany Bliskim Wschodem: spód zagniotłam z tahiną i kurkumą, jest odrobinę słony, żeby cały blask słodyczy oddać konfitowanym z malinami płatkom. Nie przepadam za deserami i nie mam do nich ręki, ale raz w roku poświęcam im uwagę, myśląc o tym, że tradycje, stare z nowymi mogą się spotkać przy stole, spleść i dopowiedzieć wzajem, jak my bardzo różni w niespiesznych rozmowach, spokoju i radości, czego Wam życzę!