Z KOPARKĄ PRZEZ ŚWIAT

Pieniądze jako przedmiot już dawno wymieniliśmy na spekulacje podkręcane przez banki centralne i chytrych maklerów. Dzisiejsza gospodarka oparta jest na wielkiej bańce trudnej do skontrolowania, głównie z powodu braku transparentności, czyli możliwości wglądu do historii transakcji, która dochowywana jest przez centralne jednostki odgradzające się od nas wysokimi murami. Rewolucja, którą niesie ze sobą blockchain, umożliwia zapis ta‐ kich transakcji w formie bloków danych. Nie pojawia się tutaj żadna nadrzędna jednostka, a co więcej – do takiego zapisu może zajrzeć każdy. W tradycyjnym modelu wykonanie zwykłego przelewu przebiega tak: zakładamy zlecenie, podajemy numer konta, bank weryfikuje poprawność danych oraz ilość środków dostępnych na koncie. Jeśli wszystko się zgadza, wpłata pojawi się na naszym koncie następnego dnia roboczego. Podobnie jest w technologii blockchain. Skoro to zbliżony proces, to gdzie ta rewolucja? Z równania wypada bank – pośrednik. Transakcja przebiega pomiędzy dwiema jej stronami. Technologia opiera się na decentralizacji finansowej i rynkowej – może sprawdzić się w administracji państwowej, ochronie zdrowia, nauce, literaturze i sztuce. Może pomóc w przeciwstawieniu się reżimom politycznym i uwolnić niektóre branże i gałęzie gospodarki z regulacji podlegających wpływom uprzywilejowanych grup.

Cały szum wokół technologii blockchain i powiązanych z nią kryptowalut wiąże się ze sposobem zapisywania zachodzących w nich transakcji. Gdy są zawierane, proces ich weryfikacji zachodzi w ramach rejestrów rozproszonych pomiędzy społeczność, którą spaja utrzymywanie wspólnego interesu i funkcjonowania w jednej sieci. W tym zdecentralizowanym układzie kryptowaluty powstają jako zapłata za wykonaną pracę obliczeniową. Ta praca zwie się kopaniem i polega na tym, że użytkowniczki i użytkowni‐ cy użyczają mocy swoich komputerów do weryfikowania i rejestrowania transakcji i płatności w rejestrze publicznym.

WYBICIE ARTYSTY

Wyobraźmy sobie, jak na przestrzeni lat rozwijała się sztuka. W dawnych epokach na przykład ludzie wygniatali i ręcznie zdobili wazy z gliny. Dzisiaj część z nich stoi w muzeach z plakietką „autor nieznany”. Z obrazami było już inaczej – jeśli oryginalny styl artysty nie był wystarczającą wizytówką, mógł on jeszcze dla pewności zostawić swój podpis w prawym dolnym rogu.

Co się dzieje, kiedy – jako kolekcjonerka sztuki – chcę nabyć taki obraz w domu aukcyjnym? Podpisuję umowę, otrzymuję dowód własności, wszystkie papiery trafią prosto do moich rąk albo do skrytki w banku. Oficjalnie staję się właścicielką. W takim układzie konieczna jest centralna jednostka, która zweryfikuje całą transakcję, pobierając za to odpowiednią prowizję.

W przypadku dzieł cyfrowych takie działania trochę się komplikują. Zdjęcie cyfrowe można jeszcze wydrukować w wysokiej rozdzielczości i podpisać, no, ale co z GIF‐ami? Z wideo czy sztuką interaktywną? Co sprawia, że je posiadamy? Odpowiedzią są właśnie niewymienialne tokeny (NFT), które nabyć można w ramach wirtualnej transakcji.

W jaki sposób dochodzi do zakupu? Artystka bądź artysta w pierwszej kolejności muszą stworzyć certyfikat własności. W tym procesie kluczowy jest dobór odpowiedniej do potrzeb technologii blockchain. Proces odbywa się na podobnej zasadzie, kiedy podejmujemy decyzję o założeniu skrzynki e‐mailowej u konkretnego dostawcy. Najbardziej popularnym i wzbudzającym najwięcej kontrowersji (głównie ekologicznych, które wynikają z ilości energii konsumowanej na wspomniane kopanie, czyli rozproszoną weryfikację transakcji) jest blockchain Bitcoin. Zaraz obok niego króluje Ethereum stworzone przez Vitalika Buterina. Ale jest też mniej energochłonny Cardano.

Kolejnym etapem jest odnalezienie aplikacji, które funkcjonują w ramach wybranego ekosystemu i umożliwiają proste i przejrzy‐ ste stworzenie NFT. W żargonie osób obracających się w świecie krypto na proces ten mówi się „wybicie” (jak wybicie monety), czyli mint. Artystka bądź artysta na wybranej platformie załadowuje plik w dowolnym formacie. Następnie nadaje mu nazwę, określa liczbę dostępnych kopii, wnosi opłatę za transakcję, tak zwane gas fee. Po akceptacji wewnątrz społeczności token trafia prosto do wirtualnego portfela i można nim swobodnie obracać. Proces nie jest skomplikowany, jednak wymaga wcześniejszego przygotowania się, chociażby poprzez pobranie portfela i zasilenie go minimalną kwotą.

 

 

 

 

NIE TAKI TOKEN STRASZNY?

Prosta sprawa, ale czy dostępna dla wszystkich? Dziełami w formacie NFT handluje się głównie na giełdach, które niestety same pogłębiają problem wykluczenia cyfrowego. Termin ten odnosi się do przepaści pomiędzy osobami posiadającymi dostęp do określonych technologii, a tymi, którzy go nie mają. W przypadku kryptowalut teoretycznie wszyscy możemy w dowolnej chwili otworzyć sobie furtkę do usług finansowych, oczywiście pod warunkiem że technologia ta wdrażana będzie na zasadach neutralności. Ale cyfrowe wykluczenie dotyczy również edukacji. Niestety, coraz częściej obserwować można przepaść pomiędzy tymi, którzy zachowują się w sieci bezpiecznie, a tymi, którym brakuje ostrożności i wiedzy, jak się w tym świecie poruszać. Wykorzystują to platformy pośredniczące, czy też zorganizowane grupy bezwzględnych scamerów, którzy czyhają tylko na czyjeś potknięcie. Dlatego należy pamiętać, aby podwójnie weryfikować, z kim zawieramy transakcje. Nie wolno podawać nigdy i nikomu kodów dostępu do swojego cyfrowego portfela!

Sporym problemem jest też hermetyczność środowiska, które tworzy kulturę wokół kryptografii, kryptowalut i technologii block‐ chain. Gromadzi się tam wiele osób związanych z finansami oraz technologią. Komunikują się własnym żargonem, a ten odrzuca osoby z zewnątrz. Z tego właśnie powodu opinia publiczna kojarzy NFT głównie jako kolejne narzędzie do spekulacji finansowych. Ostatnimi czasy przyglądaliśmy się sprzedaży pierwszego Tweeta za niebagatelne 2,9 miliona dolarów. Własność do GIF‐a Nyan Cat, wesołego kota, który na tęczy przemierza przestrzeń kosmiczną, została sprzedana za niebagatelne 588 tysięcy dolarów. Nawet NBA odświeża swoje dyski i wypuszcza na sprzedaż historyczne mo‐ menty zarejestrowane na wideo. „Rolling Stone” rozpisuje się nad możliwościami, jakie niesie ze sobą NFT na rynku muzycznym. Najmocniej świecącym zielonym światłem dla tej technologii była aukcja Tima Bernersa‐Lee, nazwanego twórcą Internetu. Nadał on certyfikat zdjęciu pierwszych linijek kodu, które przyczyniły się do powstania World Wide Web. Akcja skomentowana została przez Tima jako „całkowicie zgodna z wartościami sieci”. Dla społeczności blockchain było to jak błogosławieństwo ojca chrzestnego.

Nagłówki gazet skupiają się głównie na pieniądzach – promują aukcje zakończone ogromnymi sukcesami, a mało mówi się jeszcze o tym, że format NFT jest zbawienny dla tych, którzy nie chcą, by ich wydatki kontrolowało na przykład reżimowe państwo, w którym żyją. Całe szczęście zjawisko to zakorzeniło się nie tylko w sztuce, popkulturze, ale i w nauce. Swojego certyfikatu doczekały się zapi‐ ski pracy nagrodzonej Noblem – były to badania Jima Allisona nad rozwojem terapii przeciwnowotworowej. Certyfikat cyfrowy wła‐ snego genomu generują również prywatne osoby, co kiedyś może pomóc w badaniach różnych chorób.

 

KLASER Z GIF-AMI

Urodzeni w latach 80. i 90. pamiętają zapach wyblakłych karteczek, które zbieraliśmy w klaserach i wymienialiśmy na przerwach w szkole. Starsze generacje otarły się o znaczki i ich oglądanie pod lupą. Dziś równie ekscytujący może być zupełnie nienamacalny zbiór GIF‐ów. Bo z socjologicznego punktu widzenia potrzeba kolekcjonowania to coś, co daje nam poczucie prestiżu, pozwala zrealizować wyrafinowane potrzeby estetyczne.

Rynek przez lata przyzwyczajał nas do sztucznego poczucia stabilności, a zmiana jest jedyną rzeczą, której możemy być na tym świecie pewni. Dlatego nie powinniśmy być obojętni wobec jednej z największych i nieuniknionych transformacji technologicznych, które pozwolą nadać naszym potrzebom zupełnie nowy wymiar, zdemokratyzować świat sztuki i pozbyć się wyzysku. Należy jednak pamiętać, że – jak ze wszystkimi innowacjami – kluczowy jest zdro‐ wy rozsądek. W mediach przewijają się głównie wzmianki o aukcjach zakończonych sukcesem, ale nikt nie wspomina o setkach tysięcy osób, które zostały oszukane lub z nadzieją na szybki zarobek wydały swoje ostatnie oszczędności na opłaty transakcyjne. Każdy medal ma dwie strony. Pamiętajmy o tym, zaczynając przy‐ godę z kryptowalutami i tokenami. I o tym, że rewolucja stoi tuż za rogiem – wystarczy, że zaczniemy głośno o niej mówić.

 

 

 

 

Tekst: Joanna Murzyn

Ilustracje: Anna Jeglorz

 

Poleć ten artykuł na Facebooku lub skopiuj link

Zobacz też podobne artykuły

Wszystkie wydania ust
Nasze przewodniki po miastach